Letnie premiery: Sinbad


Jak przez mgłę pamiętam emitowany przez telewizyjną jedynkę serial o przygodach Sindbada Żeglarza. Kojarzę jedynie, że lubiłem oglądać tę produkcję w sobotnie wieczory oraz, że soposobem realizacji przypominała ona "Herkulesa" i "Xenę: Wojowniczą księżniczkę". W dzieciństwie miałem również książkę o słynnym żeglarzu, jednak zawierała ona znacznie więcej obrazków niż treści i nigdy nie należała do moich ulubionych.

Dlatego też, gdy zasiadłem do pilota nowego serialu brytyjskiej stacji Sky1 zatytułowanego "Sinbad" (nie wiem czy jest to błąd twórców, czy celowy zabieg, a może obie formy zapisu są poprawne) nie byłem zbytnio zaznajomiony ze szczegółami tej słynnej historii. Po samym serialu nie spodziewałem się wiele. Miałem jednak cichą nadzieję, że będzie w stanie choć trochę mnie zainteresować. W sieci natknąłem się już na kilka niepochlebnych opinii. Postanowiłem jednak obejrzeć.

Tym co zraziło mnie już na samym początku była słaba mimika twarzy tytułowego bohatera. Po całym odcinku muszę stwierdzić, że Elliot Knight chyba nie do końca odnajduje się w swojej roli. Choć może to tylko moje wrażenie. Początkowo jednak był to jedyny znaczący minus, który rzucił mi się w oczy. Z kolei spodobała mi się czołówka (zwłaszcza muzyka) i przedstawienie miasta Basry. Ciekawie zapowiadał się również główny wątek.

DALEJ MOŻLIWE SPOILERY

Główny bohater wraz z bratem Jamilem okrada miejscowych mieszkańców. Ich sielanka kończy się, gdy udaje im się ukraść szkatułkę z magicznym amuletem. Zostają porwani przez ludzi Lorda Abkariego, którego syn zginął wcześniej podczas walki z Sinbadem. Moment, w którym Abkari każe zabić Jamala bardzo mnie zaskoczył i liczyłem na to, że fabuła podąży w ciekawym kierunku. Bardzo szybko okazało się jednak, że nie miałem racji. Nasz bohater zbyt szybko pogodził się ze śmiercią brata. Zaklęcie jakie rzuciła na niego Amah również wydało mi się bez sensu.

Od momentu, gdy statek Providence z naszym bohaterem na pokładzie wypłynął z portu było już jednak bardzo źle. Pomijam słabe efekty, bo można je wytłumaczyć niskim budżetem, jednak miernej gry aktorskiej ludzi biegających po pokładzie i próbujących udawać przerażenie nie usprawiedliwi nic. Wszystko wyszło bardzo sztucznie i amatorsko, a zapowiedź kolejnego odcinka nie zachęciła do dalszego oglądania. 

Serial spodoba się chyba tylko dzieciom z podstawówki. Po seansie jestem zaskoczony, że taka produkcja powstała w 2012 roku w Wielkiej Brytanii. 

3 komentarze:

  1. Również obejrzałam pierwszy odcinek i zgadzam się z Twoją recenzją w 100% :). Może tytuł Sinbad trzeba sobie podzielić i wychodzi Sin = grzech, bad = zły :). Po serialu z takim tytułem nie ma się co więcej spodziewać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sinbad, to poprawna nazwa (w języku angielskim funkcjonują obie wersje - Sinbad i Sindbad, z tym, że pierwsza jest bardziej popularna). Słownik prawdę ci powie :D

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz