Zdublowane pomysły – moda, czy przecieki?

Dziś chciałem poświęcić trochę uwagi pewnemu dziwnemu zjawisku, które zaobserwowałem śledząc amerykański rynek serialowy (jeśli można w ogóle użyć takiego sformułowania, a wydaje mi się, że można) w ciągu ostatnich kilku lat. Mowa tutaj o zdublowanych pomysłach. Chodzi mi tutaj o przypadki, kiedy dwie różne stacje telewizyjne zamawiają piloty seriali o bardzo zbliżonej tematyce, w tym samym sezonie serialowym.

Żeby było łatwiej, przywołam cztery przykłady, które przychodzą mi teraz do głowy. Zacznę chronologicznie. Pierwszy raz taką sytuację udało mi się zaobserwować w sezonie 2007/08, kiedy to The CW i NBC zamówiły produkcje o młodym facecie, który pracuje w markecie. Pierwszy z nich sprzętem elektronicznym, a drugi z artykułami budowlanymi. Obie produkcje miały charakter komediowy i w obu przypadkach główny bohater staje w obliczu niecodziennych wydarzeń. Pierwszy musi złapać złe dusze i zwrócić je z powrotem do piekła, a drugi pracuje pod przykrywką dla CIA. Mowa tu oczywiście o „Reaperze” i „Chucku”. Pierwszy z nich doczekał jedynie 2 sezonów, a drugi niedawno zakończył emisję.

W obecnie trwającym sezonie były aż dwa przypadki wykorzystania podobnych pomysłów. Pierwszym z nich jest inspiracja baśniami braci Grimm („Once Upon a Time” od ABC i „Grimm” na NBC), a drugim motyw sióstr bliźniaczek, z których jedna przyjmuje tożsamość drugiej („Ringer” na The CW i „The Lying Game” emitowany na ABC Family). Ostatnio stacje ABC i The CW zamówiły również piloty seriali opartych na historii o Pięknej i Bestii. Pierwszy z nich ma mieć baśniowy charakter, a drugi będzie stanowił remake serialu z lat 80-tych.

Do głowy przychodzą mi jak na razie te 4 przykłady. Uważam jednak, że jest to wystarczająca ilość, by się nad tym zastanowić. Czy można stwierdzić, że stacje ulegają panującym trendom i stąd ta zbieżność? Wątpliwe, gdyż pomysły nie mają zbyt wielu innych odpowiedników wśród seriali ostatnich lat. Czyżby zatem stacje podkradały sobie pomysły?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

O kuli czy o lasce? – Kerry Weaver i Gregory House

W jednym z moich poprzednich postów (tutaj) wspominałem że postać Kerry Weaver być może była inspiracją dla twórców „House'a” podczas kreacji ich głównego bohatera. Dziś postanowiłem trochę się nad tym zastanowić. Na wstępie zaznaczam, że śledzę właśnie 8 sezon „ER”, a „House'a” porzuciłem w połowie 5 serii.


Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że obie postaci mają problemy z chodzeniem. Ona o kuli, on podpiera się laską. Zarówno Kerry, jak i Greogory nie mają szczęścia w miłości. W wyniku czego są zgorzkniali. On nie potrafi otworzyć się na drugiego człowieka, a ona gdy okrywa własną seksualność i akceptuje ją – jest już za późno. On robi wszystkim docinki, ona zachowuje wiele dla siebie. On wszystko wygada, ona jest dyskretna. Dla niego nie ma świętości, ona kobieta z zasadami. On ma przyjaciela, jej tego brak. Na niego wbrew pozorom można liczyć, na nią również. Na temat jego uczuć i wyskoków prowadzone są debaty, jej rozterki nikogo nie interesują.

„Love The Way You Lie” – One Tree Hill 9x03

Trzeci odcinek finałowego sezonu „One Tree Hill” wypadł moim zdaniem słabiej niż dwa poprzednie. Najbardziej odczułem chyba brak Alex. Była to fajna postać, która trochę ożywiała akcję – taka dawna Brooke.
 
Ogólnie zastanawiałem się czy w ogóle opisywać ten odcinek. Już miałem tego nie robić, bo epizod, był naprawdę słaby i w sumie przez 40 minut praktycznie nic się  nie wydarzyło. Jednak końcówka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Fajny pomysł z tym dzieckiem pozostawionym w samochodzie. Ciekawe jak dalej to rozegrają i jak cała ta sytuacja wpłynie na małżeństwo Juliana i Brooke.
Poza tym podobał mi się też motyw z Danem w kawiarni. Postawa Haley wobec teścia jak najbardziej na plus. Clay i Quinn mają beznadziejny wątek, jednak przy historii Moutha i Millie to ich problemy i tak wypadają bardzo dobrze. Spełniły się moje wcześniejsze przypuszczenia, że Mouth i Millie znów otrzymają beznadziejną historię, która nie będzie trzymała się kupy. W ogóle ich postaci bardzo irytują. Ewidentna zapchajdziura w celu wypełnienia czasu emisji.

Mam nadzieję, że Victoria nie odchodzi na długo. Więcej pisać nie ma sensu, bo odcinek nie wnosi nic poza ciekawym zakończeniem. Oceniam go 4/10, tylko dzięki ostatniej scenie. To było najdłuższe 40 minut poświęcone przeze mnie na serial w ostatnim czasie.

Siostra, przyjaciel i zemsta – Revenge 1x13

Trzynasty odcinek „Revenge” zatytułowany „Commitment” jeszcze bardziej zarysował portret psychologiczny Emily, która w swych poczynaniach kieruje się żądzą tytułowej zemsty. W tym epizodzie zostało to pokazane bardziej dobitnie, niż kiedykolwiek przedtem. Bohaterka jest w stanie poświęcić przyjaciela z dzieciństwa, zakochanego w niej mężczyznę i własną siostrę, po to, aby sprawiedliwości stało się zadość. Nie jest jednak w swych poczynaniach bezwzględna. Widać, że zależy jej na Jack’u i nie chce skrzywdzić Daniela. Gdy już tylko chciała odpuścić i obmyślić nowy plan działania, w celu zminimalizowania krzywd osób postronnych, dowiedziała się o kolejnym kłamstwie Victorii i bez wahania postanowiła wrócić do swych pierwotnych zamierzeń.

W odcinku świetne wrażenie zrobił na mnie moment oświadczyn. Romantyczna, deszczowa sceneria i szczęśliwa para zakochanych, doskonale kontrastowała z pełną napięcia muzyką. Takie połączenie dało świetny efekt. Kłamstwo Królowej Grayson, wkrótce być może Harper, też było genialnym posunięciem ze strony scenarzystów. Końcowa wypowiedź również dała zadowalający efekt. Teraz już na pewno wiem, że akcja nie przystopuje, a wręcz jeszcze bardziej się rozpędzi.

Fajnie wypadł też wątek Charlotte. Jestem ciekaw jak zareaguje, gdy pozna prawdę. Mam nadzieję, że scenarzyści rozwiną tę postać. Teraz byłaby ku temu dobra okazja.

Nie będę się już więcej rozpisywał. Ten serial jest dla mnie po prostu czystym źródłem przyjemności. Misternie uknuta intryga, podana ze smakiem. Patrząc na Emily w ostatniej scenie odnoszę wrażenie, iż sporo prawdy jest w znanym powiedzeniu, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Odcinek w mej skali 10/10.

Sutherland i Kring, to musiało się udać? – Touch 1x01

Z najnowszą produkcją stacji FOX pt. „Touch” wiązałem wielkie nadzieje. Czy słusznie? Tym co szczególnie przyciągnęło mnie do tego serialu były dwa nazwiska. Pierwszym z nich było nazwisko Tima Kringa (twórca genialnego „Heroes”, które niestety z czasem zboczyło z właściwej drogi, ale pierwszy sezon był genialny czyli pierwotny zamysł Kringa również), a drugim Kiefera Sutherlanda, który dla mnie zawsze chyba pozostanie już Jackiem Bauerem. Sam pomysł serialu również wydał mi się ciekawy. Lubię takie psychologiczno-łamigłówkowe klimaty.

Cóż zatem mogę powiedzieć po pilocie. Kiefer, świetnie gra ojca, który zmaga się z chorobą syna. Widać, że jest bardzo oddany chłopcu. Zapowiada się też chyba, że będzie trochę akcji jednak z przewagą dramatu, ale nie przeszkadza mi to zupełnie. Postać  Jake’a też fajnie wymyślona i zagrana. Chłopiec nadaje się do tej roli. Nie irytuje jak większość serialowych dzieciaków (z reguły dzieci uznaję tylko w komediowych kreacjach).

Bardzo fajne wprowadzenie i zakończenie odcinka przemyśleniami chłopca. Mam nadzieję, że każdy epizod będzie posiadał taką kompozycję. Cieszy też fakt, że wydarzenia rozgrywają się w różnych miejscach globu. Obawiam się tylko, że scenarzyści pójdą w kierunku proceduralu i będziemy mieli w każdym odcinku rozwiązywanie innego przypadku (zwłaszcza końcówka na to wskazywała), ale mam nadzieję, że oprócz tego zaserwują nam jakiś mocny wątek przewodni. Może postać grana przez Glovera, będzie miała jakąś tajemnicę? 

Jedno jest pewne, był to obok „Smash” najlepszy pilot sezonu. Z czystym sumieniem daję 10/10.   Teraz pozostaje tylko czekać na marzec i kolejne odcinki. Oby utrzymał poziom.

Czego brakuje Once Upon a Time?

Chciałem dziś ocenić kolejny odcinek „Once Upon a Time”, postanowiłem jednak, że lepiej zamiast wystawiać ocenę kolejnego epizodu, lepiej podzielić się kilkoma  refleksjami na temat tej produkcji.

Muszę przyznać, że mimo, iż przyjemnie ogląda mi się ten serial, to nie spełnił moich oczekiwań. Fabuła jest dosyć interesująca ale nie trzyma jakoś szczególnie w napięciu, aczkolwiek było kilka interesujących momentów. Najlepiej pod tym względem wypadł odcinek poświęcony Archiemu Hopperowi, czyli serialowemu świerszczowi.  Jednak to nie brak emocjonujących wydarzeń, jest tym, co zawiodło mnie w tej produkcji, ponieważ takowych nawet nie oczekiwałem. Tym co przemawia na niekorzyść tej produkcji jest brak klimatu. Niby wszystko ładnie i pięknie, sceneria Storybrooke też dobra, ale jakoś tego nie kupuję. Nie jest to na pewno wina kostiumów, które są świetnie wykonane (to właśnie one zachwyciły mnie w zwiastunie). Choć muszę przyznać, że niektóre poboczne postaci baśniowe zostały potraktowane trochę po macoszemu (np. Baba Jaga czy Maleficent). Do gry aktorów też nie mogę się przyczepić. Jednak sytuacje, w których znajdują się bohaterowie są na tyle słabo rozpisane, że nie możemy poznać dobrze charakteru tych postaci.

Znaczna większość głównych bohaterów jest mi po prostu obojętna. Nie wzbudzili mojej sympatii lub niechęci. W związku z czym ich losy nie wciągają aż tak bardzo. Moim zdaniem wina leży tutaj po stronie scenarzystów. Chyba źle rozpisali pojedyncze sceny, bo nie kupuję nikogo poza Śnieżką i Złą Królową. Tylko te dwie postaci zdołały mnie sobą zainteresować. Nadzieje wiążę też z Rumpelstiltskinem, który mam nadzieję jeszcze się rozwinie. Z kolei Emma w ogóle do mnie nie przemawia, a Henry irytuje. Książę też mógłby być ciekawy, ale rzadko się pojawia.

W związku z powyższym odcinki są bardzo nierówne. Ostatni bardzo mi się podobał, bo mieliśmy dużo Śnieżki, a mniej Emmy i prawie wcale Henry’ego.

Ogólnie serial oceniam na plus, bo nie jest klapą i przyjemnie się ogląda, ale uważam, że świetny pomysł nie został do końca dopracowany, w  wyniku czego dobrzy aktorzy marnują się grając bezbarwne postacie. A żadna, nawet najbardziej ekscytująca historia nie zainteresuje, jeśli nie zżyjemy się z bohaterem, którego jest ona udziałem.

Zaskakująco... słabo - Desperate Housewives 8x12

Cóż mogę powiedzieć o ostatnim odcinku „Gotowych na wszystko”. Chyba nie wiele  dobrego. Był to chyba najsłabszy odcinek w tym sezonie. Co przemawia na niekorzyść epizodu to fakt, że było bardzo mało zabawnych sytuacji. 

Wydaje mi się, że scenarzyści słabo wykorzystali potencjał drzemiący w wątku balującej Bree. Co prawda początkowe sceny z jej udziałem były śmieszne, ale rozmowa z pastorem i manifestacja  nowej postawy podczas kiermaszu wypieków. Jeśli miały być dramatyczne, to słabo wyszły. Wydaje mi się, że ten motyw można było dużo bardziej wyeksploatować. Historię niewydolności nerek Susan (którą tak na marginesie uważam za najgłupszy obok zamiany dzieci wątek w całej historii serialu) potrafili ciągnąć pół zeszłego sezonu. Dlaczego więc rozrywkową Bree tak bardzo ograniczyli zbyt pospiesznym wprowadzaniem dramatyzmu. Nie porzucam jednak do końca nadziei, gdyż ruda desperatka nie porzuciła jeszcze swej postawy. Zatem liczę na zabawne sceny z jej udziałem w kolejnym odcinku.

Historia wdowy po Alejandrze też bardzo szybko została rozwiązana. Mogli coś z tym pokombinować i dłużej potrzymać nas w niepewności. Może właśnie zbyt mała dawka zabawnej Gaby tak negatywnie wpływa na mój odbiór tego epizodu.

Wątek Lynette też oceniam średnio. Niby pomysł fajny, ale wykonanie słabe. I scena gdy Lynette rzuca do Renee swoimi akcentami – beznadziejna. Nienawidzę tego typu motywów. To miało być śmieszne?

Paradoksalnie najbardziej w tym epizodzie podobał mi się wątek Renee. Jej rozmowa z Benem to jedyny moment, który jakoś mnie poruszył podczas tych czterdziestu minut. A jej nowa fryzurka bezbłędna.

Postaci Susan nawet nie będę opisywał, bo nie miała żadnego znaczącego wątku i to też oceniam na plus. Nie dostała nawet migawki na końcu odcinka.

Podsumowując, zaskakująco słaby odcinek, głównie za sprawą małej dawki humoru, za który właśnie kocham ten serial. Kierowany sympatią do gospodyń z Wisteria Lane zawyżam lekko swą ocenę i daję 6/10.

Utalentowana baletnica – Emily VanCamp

Dziś zamiast opisu i oceny kolejnego odcinka, chciałbym napisać parę słów o swojej ulubionej aktorce serialowej i chyba aktorce w ogóle. Pierwszy raz zobaczyłem Emily w serialu „Brothers & Sisters”, gdzie wcielała się w postać Rebeki Harper, która początkowo była brana za siostrę przyrodnią tytułowego rodzeństwa Walkerów. Jej uroda od razu mnie urzekła i już po kilku odcinkach od momentu jej pojawienia się w serialu (był to bodajże 17 episod pierwszego sezonu) została moją ulubioną postacią i umilała mi śledzenie losów zakręconej rodzinki.

Zafascynowany urodą Emily zacząłem sprawdzać jej filmografię na imdb.com, gdzie natknąłem się na inny serial z jej udziałem – „Everwood”. Po obejrzeniu czterech serii perypetii mieszkańców miasteczka w Kolorado, utwierdziłem się w przekonaniu, że Emily jest nie tylko piękna ale również utalentowana. Postać Amy Abbott zagrała świetnie. Była to główna rola kobieca w serialu, a jej perypetie pozwoliły początkującej aktorce na wykazanie się swoimi umiejętnościami.

Po zakończeniu przygody z „Everwood” oraz odejściu VanCamp z „Brothers & Sisters” byłem zasmucony tym, że nie będę miał możliwości śledzić aktorskich poczynań Emily na małym ekranie. Na całe szczęście stacja ABC zrobiła mi miłą niespodziankę oznajmiając, że moja ulubiona aktorka zagra główną rolę w ich nowym dramacie inspirowanym powieścią Aleksandra Dumasa „Hrabia Monte Christo”. Mowa tutaj oczywiście o „Revenge”, który bardzo szybko znalazł się w czołówce moich ulubionych seriali.

Cieszę się, że twórcy seriali podobnie jak ja widzą potencjał Emily VanCamp i umiejętnie go wykorzystują, obsadzając ją w znaczących rolach, które pozwalają jej się wykazać.

W ramach ciekawostki dodam, że tytuł posta nawiązuje do pasji Emily, którą dzieliły razem z nią Amy Abbott i Rebeka Harper.

Guz mózgu i zabójstwo: Private Practice 5x12

Dwunasty odcinek 5 sezonu  „Private Practice” pt. „Losing Battles” jest moim zdaniem dobitnym dowodem na spadek formy tego serialu.

Addison i Sam to para, która od dłuższego czasu działała mi na nerwy. Moim zdaniem w ogóle do siebie nie pasują. Ona powinna znaleźć kogoś, kto będzie na podobnym etapie życia, a jemu chyba przydałaby się jakaś młoda dziewczyna do zabawy. Niby twierdzi, że chce czegoś poważnego, ale nie liczy się z potrzebami drugiej osoby, więc chyba tak naprawdę nie potrzebuje związku. Pozostając jeszcze przy postaci dra Bennetta, to podobał mi się motyw jak z Sheldonem wypełniali swoje profile na portalu randkowym.

Historia Joanny - pacjentki Violet niby ostra, ale jakoś mnie nie poruszyła. Chyba zbyt to spłycili. Podoba mi się jednak znajomość Violet z młodym Scottem.

Jedynym interesującym wątkiem jest dla mnie wątek Masona i jego chorej matki. Zakładam, że umrze ona w finale sezonu. Czekam aż powiedzą chłopcu o jej chorobie.

Postacią, która umila mi każdy odcinek, jest niezmiennie Charlotte. Addison i Amelia też dają radę. Kiedyś byłem jeszcze fanem Sheldona, ale to jego wzdychanie do młodszej siostry Dereka już mnie męczy. Wolałbym żeby dalej spotykał się z Marlą. Odcinek oceniam 6/10, co w skali tego serialu jest bardzo słabą oceną.
Mam nadzieję, że „Private Practice” wygrzebie się z tego fabularnego kryzysu. „Grey’s Anatomy” na tym etapie było w podobnej sytuacji, a teraz ma się świetnie. Niestety tutaj spadek formy idzie w parze ze znacznym spadkiem widowni, więc może być cancel. Obym się mylił.

Jubileusz Webbera – Grey’s Anatomy 8x12

W ostatnim odcinku „Grey’s Anatomy” znów mieliśmy okazję zobaczyć Adele, której stan zdrowia pogarsza się. Lubię Lorettę Devine i jej postać. Wątek też całkiem przyjemny. Pewnie jeszcze  nie raz jej choroba przyczyni się do zamieszania w serialu.

Urodziny Zoli, to chyba najmniej ciekawy element w całym epizodzie. Jakoś Mer i Der w roli szczęśliwych rodziców mi nie pasują. Dobrze, że Karev, Keppner i Avery się wyprowadzają, bo dziwnie, żeby mieszkali tak wszyscy na kupie. Zastanawia mnie tylko sprawa domu, który Derek buduje już czwarty rok. Coś słabo mu to idzie.

Co do pacjentów pojawiających się w odcinku, to historia chłopca z guzem mózgu była bardzo ciekawa i wzruszająca, a wątek sióstr i przeszczepu wątroby, całkiem zabawny.

Sielanka Arizony, Callie i Marka trochę mnie denerwuje. Bardzo lubię te postaci, ale w tym sezonie nie mają interesujących wątków. Ale w sumie może to i sprawiedliwe, w końcu ostatni sezon należał do nich.

Tak jak przypuszczałem śmierć Henry’ego bardzo zbliżyła Chiristinę i Teddy. Z kolei negatywnie odbiła się na małżeństwie Yang. Jednak nie myślałem, że twórcy wrócą jeszcze do sprawy aborcji. Świetnie, że to zrobili. Zakończenie odcinka mocne i jak najbardziej na plus. Odcinek oceniam 8/10. Oby jak najmniej Bailey.

Czy to cała prawda o dr Fell? – Vampire Diaries 3x12

W ostatnim odcinku „Vampire Diaries” pojawiła się matka Bonnie. Jakoś nie jestem fanem postaci granej przez Kat Graham, ale w tym epizodzie jej wątek był nawet interesujący. Mam nadzieję, że Abby nie zagości zbyt długo w serialu, ale jej spotkanie z córką po latach wypadło dość ciekawie. Niestety jak dla mnie zbyt szybko zrobiło się sielankowo. Dlatego właśnie nie chcę, by zbytnio rozwijali ten wątek.

W ogóle odcinek mnie zawiódł. Na przykład dużo spodziewałem się po postaci dr Fell, a tu niestety otrzymaliśmy kolejną sprawiedliwą, która chwyta się wszelkich metod, by walczyć ze złem. Mam nadzieję, że jednak okaże się czarnym charakterem. Pojawienie się ojca Caroline też mnie zdenerwowało. Pojawił się, aby pomóc córce i jej ukochanemu. Cóż za przemiana. Liczyłem na to, że Tyler zabił go podczas przemiany, a twórcy szykują nam chyba szczęśliwą rodzinkę.

O postaci Klausa nie będę się wypowiadał, bo irytuje coraz bardziej swą bezosobowością. Jej potencjał został kompletnie zmarnowany.

Paradoksalnie w tym odcinku najbardziej interesował mnie wątek, który sezon wcześniej uważałem za najsłabszy w całym serialu. Mianowicie główny trójkąt miłosny. Widać, że Stefanowi zależy na Elenie, a ta ewidentnie żywi uczuciem obu braci. Odcinek bardzo mi się dłużył. Jeden ze słabszych, jeśli nie najsłabszy w tym sezonie. Oceniam 5/10. Mam nadzieję, że teraz Elijah trochę rozkręci akcję.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

„Infame” – Revenge 1x12

Dwunasty odcinek „Revenge” wprowadził nową postać, która chyba jednak już się nie pojawi. Jest nią biograf Mason, autor publikacji o Davidzie Clarku, w której opisuje katastrofę lotu 197, obarczając winą ojca Amandy. Emily, jak zawsze,  umiejętnie wykorzystała sytuację. Dzięki pomocy Amandy i Nolana udało jej się zdobyć cenne nagrania rozmów Davida z Masonem (dawnej noszącym imię Leo) oraz zemścić się na pisarzu, podpalając jego dom, a także jedyny rękopis cennej autobiografii.


W tym odcinku ciekawie zarysował się również wątek walki pomiędzy Victorią i Conradem o władzę w firmie. Ciekawe czy Królowa Grayson wybierze zemstę na mężu, czy może jednak zwycięży troska o syna, który planuje oświadczyć się ukochanej?

Historię Amandy i Jacka też oceniam na plus. Fajnie, że potrafi zaakceptować jej wybryki. Mam jednak przeczucie, że ta para i tak nie będzie zbyt długo razem. Postać Amandy chyba wkrótce zniknie z serialu. Jakoś nie widzę dla niej miejsca w dalszych odcinkach. Choć może się mylę i scenarzyści wykorzystają jeszcze jakoś tę postać.

Jednak tym co najbardziej mi się podobało, była końcówka. Jak do tej pory najbardziej zaskakujący zwrot akcji od początku serialu. Ciekaw jestem czy Emily, wiedząc, że Charlotte jest jej siostrą, dalej będzie tak samo bezwzględna w stosunku do Graysonów. Czy będzie chciała ją poznać? Myślę, że raczej prędko nie wyjawi jej prawdy.

Odcinek oceniam na 9/10. Zwłaszcza za sprawą zakończenia. Miło, że są seriale, które potrafią jeszcze zaskoczyć.

Cukierkowe, znaczy kiczowate? – o serialach USA Network


Ktoś gdzieś ostatnio napisał, że seriale stacji USA Network są „przesłodzone”. Trudno się tą wypowiedzią nie zgodzić. Śledzę prawie wszystkie z nich i muszę przyznać rację autorowi tego stwierdzenia. Jednak produkcje te mają w sobie coś co przyciąga.

Przede wszystkim są ładnie nakręcone. Piękne aktorki, przystojni aktorzy, przyjemne dla oka scenerie. Czy nie taki powinien być serial? Po męczącym dniu, chcemy z szarej rzeczywistości przenieść się do świata, gdzie wszystko jest bardziej kolorowe, a trudne problemy można rozwiązać, za sprawą olśnienia doznanego przy piwie. Wszystkie produkcje stacji bazują bowiem na tym samym schemacie. Posiadają bohatera, który staje w obliczu trudnych wyzwań i radzi sobie z nimi bez problemu dzięki sprytowi, wrodzonemu intelektowi i niezawodnej intuicji. Nie ma znaczenia, czy jest to lekarz, zajmujący się schorzeniami bogaczy z Hamptons, czy początkujący prawnik w Nowym Jorku, czy agentka pracująca dla CIA, czy pani psycholog, czy szpieg, czy może mediatorka sądowa. Zawsze wszystko dobrze się kończy i to przeważnie w czterdziestej minucie odcinka, podczas gdy w 35 sytuacja wyglądała jeszcze beznadziejnie.

Dlaczego więc oglądam takie produkcje, jak: „Royal Pains”, „Suits”, „Covert Affairs”, „Necessary Roughness”, „Burn Notice” i „Fairly Legal”? Przede wszystkim dla przyjemności oraz postaci, które mimo swej nieomylności potrafią wzbudzić moją sympatię i przykuć uwagę. To właśnie w dobrze napisanych bohaterach tkwi siła produkcji USA Network, ponieważ poza nimi produkcje tego typu nie wnoszą nic wartościowego. Jednak nie przeszkadza mi to. Serial to dla mnie przede wszystkim źródło rozrywki, a ta nie zawsze musi być najwyższych lotów.

Ściągawka w menu – Desperate Housewives 8x11

  Najnowszy odcinek „Gotowych na wszystko” przyniósł ze sobą jak zwykle wiele zabawnych sytuacji. To chyba właśnie za świetny humor tak bardzo kocham ten serial. Najbardziej podobała mi się Gaby na spotkaniu biznesowym. Akcja z menu bezbłędna. Ciekawie wypadła też nowa, wyuzdana Bree, która wie jak się dobrze zabawić. Motyw z tym kolesiem w basenie był bardzo komiczny. A miny Marcii Cross, gdy grała pijaną – dla mnie rewelacja. Świetna postać, aktorka doskonale potrafi przekazać mimiką twarzy jej emocje.

  Przechodząc do pozostałych wydarzeń w epizodzie, to cieszy fakt, że bohaterki jeszcze się nie pogodziły. Rozejm mamy tylko na linii Lynette – Gaby. Swoją drogą ich wspólne sceny też bardzo dobre. Świetna była ich rozmowa w domu Lynette, gdy Gaby chciała nauczyć się biznesowych terminów. Druga scena z ich udziałem – w domu Solisów, wzruszająca. Widać, że obie tęsknią za mężami i będą wspierały się w tych trudnych chwilach.

 Co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, to wątek Susan, który znów wzbudził moje zainteresowanie. Klocki lego z pierwszej serii dużo ją kosztowały, a  rozmowa z Marissą sam na sam nawet trochę mnie poruszyła. Dobrze, że teraz nie będzie już przynudzała, jak to męczą ją wyrzuty sumienia. Ciekawie też zapowiada się sytuacja z wdową po Alejandrze, która z pewnością będzie chciała dociec prawdy.
  Co do Renee to najprawdopodobniej zostanie wykorzystana przez Bena. No i znów tylko tyle w temacie tej postaci. Po raz kolejny ubolewam nad jej niewykorzystanym potencjałem. A na zakończenie, to zastanawia mnie kto obserwuje Bree.
  Odcinek bardzo dobry, oceniam subiektywnie, kierowany ogromną słabością do tego serialu, na 9/10.

21 marca 1963 – Alcatraz 1x01

W poniedziałek stacja FOX nadała dwa pierwsze odcinki nowego serialu pt. „Alcatraz”. Po obejrzeniu pierwszego z nich mogę stwierdzić, że najnowsze dziecko J. J. Abramsa posiada dosyć ciekawy motyw przewodni, który nie zostanie chyba dobrze wykorzystany. Przynajmniej w pilocie tego mi zabrakło. Niestety zapowiada się typowy procedural – jedna sprawa na odcinek. Aktorka grająca główną rolę też trochę irytuje, choć może się wyrobi. Najciekawszą kreację stworzył moim zdaniem Sam Neal. Emerson to postać złożona. Niby walczy w imię sprawiedliwości, ale wydaje mi się, że ma swoje za uszami. Pewnie dowiemy się z następnych odcinków.


Muzyka też na plus. Buduje taki trochę mroczny klimat. Niestety fabuła już niekoniecznie. Myślę, że odcinki będą bardzo nierówne, ze względu na poruszane sprawy. W pilocie dostaliśmy dość ciekawy wątek Jake’a, który chciał zemścić się na bracie, za to, że ten ożenił się z jego żoną.

Końcówka też była trochę zaskakująca z tym nowoczesnym więzieniem Emersona. To właśnie motywy działań tej postaci najbardziej mnie ciekawią.

Postać pisarza Diego Soto ma chyba wprowadzać trochę humoru do tego serialu, niestety w pilocie słabo to wyszło. Wydaje mi się też, że wujek głównej bohaterki może zaprezentować coś ciekawego. Przeczuwam, że coś ukrywa.

Wątek z dziadkiem agentki Madsen też interesujący. On chyba czegoś od niej chce. Pewnie okaże się, że był niewinnym skazańcem i ona musi pomóc mu wymierzyć sprawiedliwość. Choć z drugiej strony było pokazane, że on wie coś o zniknięciu. Zatem musi być jakoś z tym powiązany.

To właśnie zagadka owego zniknięcia interesuje mnie najbardziej. Mam nadzieję, że w następnych odcinkach poświęcą więcej czasu na ten, jakby nie było kluczowy dla fabuły, wątek.

Ogólnie pilot oceniam 7/10. Był przyjemny ale jakoś mnie nie porwał. Zobaczę następne odcinki, ale na pewno nie będę oczekiwał na nie z niecierpliwością.

W chatce z piernika – Once Upon a Time 1x09

Jestem właśnie po obejrzeniu dziewiątego odcinka tegorocznego debiutanta ABC pt. „Once upon a time”. W epizodzie zatytułowanym „True North” twórcy zaserwowali nam nową wersję wątku znanego z baśni o Jasiu i Małgosi.

Ich historia została przedstawiona w bardzo ciekawy sposób. Podoba mi się to, że scenarzyści łączą ze sobą baśniowe historie. W tym odcinku dowiedzieliśmy się, że Zła Królowa zdobyła zatrute jabłko dzięki pomocy Jasia i Małgosi, którzy wykradli je z chatki Baby Jagi. Niestety sama postać wiedźmy została słabo przedstawiona. Za bardzo tym razem odbiegli od grimmowskiego pierwowzoru. Baba Jaga z w kusej sukni i wydatnym biustem to według mnie przesada. Wolałbym tradycyjną, odpychającą staruchę. Natomiast bardzo podobała mi się chatka z piernika – dobre wykorzystanie efektów komputerowych.

Co jeszcze mogę powiedzieć o odcinku, to tyle, że uwielbiam postać Złej Królowej. Lana Parilla robi w tym serialu świetne miny. Spodobał mi się też wątek relacji Śnieżki z córką (w świecie realnym). Widać, że Mary Margaret troszczy się o Emmę, gdy ta wychodzi wieczorem z domu.

Końcówka odcinka też jak najbardziej na plus. Ciekawi mnie przybysz na motocyklu – przecież ludzie z zewnątrz nie przyjeżdżają do Storybrooke.

Odcinek oceniam 8/10. Moim zdaniem dużo lepszy od poprzedniego. Na koniec chcę jeszcze wspomnieć o czołówce, którą bardzo lubię. Podoba mi się to, że w każdym odcinku nawiązuje do poruszanego wątku.

Droga do sławy: Smash 1x01

„Stars aren’t born. They’re made”. Takie hasło promuje najnowszą produkcję stacji NBC pt. „Smash”. Jestem świeżo po pilocie i stwierdzam z zadowoleniem, że spełnił moje oczekiwania.

Serial będzie przedstawiał etapy powstawania broadwayowskiego musicalu poświęconego Marylin Monroe. Będziemy świadkami m. in. rywalizacji pomiędzy dwiema młodymi wokalistkami. Jedna z nich – Ivy, ma doświadczenie na Broadwayu. Druga – Karen, nie. Po seansie mogę stwierdzić, że obie aktorki wcielające się w kandydatki na musicalową ikonę kina i seksu, dysponują bardzo dobrymi warunkami głosowymi. Jednak Katharine McPhee (serialowa Karen) wygrywa w tym starciu z Megan Hilty.


Wracając do samego serialu, to pilot oglądało mi się bardzo przyjemnie. Nie trzymał jakoś szczególnie w napięciu, ale był dobrze zrobiony i zagrany, a przede wszystkim napisany, ponieważ jestem ciekaw co wydarzy się dalej. Każda z głównych postaci dostała ciekawy wątek.

Julia (w tej roli Debra Messing, która dla mnie już na zawsze pozostanie zakręconą Grace Adler), będzie musiała wybrać pomiędzy karierą a rodziną. Jej mąż jest bardzo zaangażowany w proces adopcyjny, który nie idzie w parze z pracą żony nad musicalem.
Eileen (grana przez Anjelicę Huston) przechodzi przez trudny rozwód.

Młody Ellis stara się osiągnąć coś w muzycznym biznesie. W związku z czym próbuje przypodobać się swoim przełożonym.

Jednak postaciami które do tej pory najbardziej mnie zaintrygowały są Derek i Tom. Panowie mieli już wątpliwą przyjemność pracować razem. Napięcie między nimi było bardzo mocno wyczuwalne. Na dodatek każdy z nich widzi w roli Marylin inną kandydatkę. Derek skłania się ku Karen, a Tom jest zwolennikiem Ivy.

Na pewno obejrzę następne odcinki. Element rywalizacji z całą pewnością będzie napędzał ten serial. A dobra muzyka na pewno umili mi cotygodniowy seans. Pilot „Smash” oceniam 10/10, ponieważ jest bardzo dobrze nakręcony i spełnił w stu procentach swoje zadanie. Sprawił, że z zaciekawieniem czekam na kolejne epizody.

Jak to się kasuje w Ameryce – epitafium na cześć How to Make It in America

Od pewnego czasu wiadomo już, że HBO zdecydowało się skasować trzy swoje półgodzinne seriale. Mowa tu o „Boring to Death”, „Hung” oraz „How to Make It in America”. To właśnie tej ostatniej produkcji nie potrafię odżałować.

Był to serial dla mnie niezwykły. Przez to banalne stwierdzenie rozumiem fakt, że jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się śledzić jakiegokolwiek serialu jedynie dla samej przyjemności oglądania. Choć losy Cama, Bena, Rachel i Rene były interesujące i zabawne, to nie one powodowały, że z ochotą zabierałem się za kolejny odcinek HTMIIA. Tym co przyciągało mnie do tego serialu jak magnes, był bowiem niepowtarzalny klimat Nowego Jorku, który można było poczuć już od pierwszych sekund czołówki serialu. Świetne fotografie oraz utwór Aloe Blacca „I need a dollar” skutecznie przenosiły moje zmysły za ocean.


Wszystkie 16 epizodów serialu (niestety tylko tyle)  to dla mnie prawdziwa uczta muzyczna. Zwłaszcza w przypadku drugiego sezonu. To właśnie dzięki tej produkcji odkryłem M83 czy Florence and The Machine, a mixu muzycznego (jest do pobrania na profilu serialu na fb za darmo) często słucham przed zaśnięciem.

Humor o smaku guacamole: Rob 1x01 – mini recenzja


W ubiegły czwartek stacja CBS wystartowała z nowym sitcomem pt. „Rob”. Serial opiera się na znanym schemacie. Facet poznaje rodzinę, swojej partnerki (tu już żony – po ślubie w Vegas). Jak w tego typu produkcjach bywa (zarówno serialowych jak i filmowych) więcej ich dzieli niż łączy. Co powoduje szereg zabawnych sytuacji.

Mamy tutaj zatem Roba – typowego Amerykanina, który ożenił się z Meksykanką Maggie. Znacznie od niego wyższą i młodszą. Stara on się przypodobać rodzinie swojej żony, ale słabo mu to wychodzi. Aktor wcielający się w tytułowego bohatera dość dobrze wypada w swej roli. Natomiast odtwórczyni Maggie jest dość nijaka. Może się jeszcze rozkręci? Mamy tutaj również rodziców panny młodej. Jej wujka i babcię. Oczywiście wszyscy są Latynosami, a nasz bohater będzie musiał odnaleźć się w ich zwariowanym towarzystwie.

Moim zdaniem wszyscy członkowie rodziny Maggie, poza nią samą, wypadli bardzo ciekawie. Zwłaszcza babcia Abuelita i wujek Hector. Najlepsza scena z Robem za babcią w dwuznacznej pozycji. Wręcz idealny moment, żeby powiadomić teściów o ślubie. Bardzo fajnie ukazane też jest małżeństwo rodziców Maggie. Fernando, to typowy pantoflarz, który z biegiem lat zaakceptował fakt, że to Rosa rządzi w tym związku. Nie walczy o swoje zdanie, bo tak mu wygodniej. Woli relaks z cygarem i szklanką tequili.

Ogólnie pilotowy odcinek uważam za pozytywne zaskoczenie i oceniam na 8/10. Na pewno będę oglądał dalej. Cieszy fakt, że miał dość dużą widownię i raczej dostanie drugi sezon. Okazuje się, że bazując na znanych schematach można stworzyć naprawdę zabawną komedię. Wystarczy kilka dobrych gagów i odpowiedni dobór aktorów.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Gra w kłamstwa obniża loty: The Lying Game 1x12 – recenzja

Ostatni odcinek „The Lying Game” po raz kolejny pozwolił mi zauważyć spadek formy tego serialu. Nie wiem jak sytuacja wygląda w książkach Sary Shepard, ale twórcom telewizyjnego show, chyba zaczyna brakować pomysłów. Albo wręcz przeciwnie - mają ich zbyt wiele. W każdym razie całość historii staje się coraz bardziej niedorzeczna i momentami aż zanadto przewidywalna.

Najbardziej naciągany był motyw z kłamliwą grą Sutton, nawiązujący do tytułu serialu, którą prowadziła kiedyś z jakąś dziewczyną. Porównanie Sutton do seryjnego mordercy i powaga uczestników sceny, dały iście groteskowy efekt, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Nie uzyskaliśmy też odpowiedzi na żadne pytanie. Nadal nie wiemy co łączy Justina z Tedem oraz co knuje Alec. Moim zdaniem udzielenie odpowiedzi chociaż na jedno z tych pytań przysłużyłoby się fabule. Niestety scenarzyści wolą piętrzyć niewidome, aż sami się w nich pogubią.

Wątków pokroju Emma na campusie oraz zerwanie Laurel i Justina nie będę nawet komentował. Typowe zapychacze, które miały wypełnić te 40 minut. Choć takie sceny też są pewnie potrzebne, bo przecież nie można być cały czas mocno skupionym. Ale czy taki serial w ogóle wymaga od widza wysokiego poziomu koncentracji?

Największym plusem odcinka był wyjazd Char – wyjątkowo irytująca postać. Jest to dla mnie tym bardziej zaskakujące, bo bardzo lubiłem Kristen Prout jako Amandę w „Kyle XY”. Dobrze moim zdaniem wypadła też scena końcowa z powrotem Sutton. Choć to, że powróci było więcej niż pewne. Najbardziej interesuje mnie jednak Rebecca. Jestem bardzo ciekaw jakie jest jej miejsce w tej całej układance.

Ogólnie odcinek oglądało się przyjemnie, bo traktuję ten serial jako formę zasłużonego wytchnienia dla szarych komórek. Jednak  w skali całego serialu, był to jak do tej pory zdecydowanie najsłabszy odcinek. Dlatego oceniam go surowo na 5/10.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Pośmiertne urodziny: The Vampire Diaries 3x11 - recenzja

Ostatni odcinek „The Vampire Diaries” pt. „Our Town” przyniósł ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi. Było trochę nostalgicznie (uwypuklono przemiany jakie zaszły w dwóch głównych bohaterkach od momentu rozpoczęcia całej historii), a momentami również emocjonująco. Pożegnaliśmy też jednego z bohaterów, choć nie wiadomo na jak długo. A oto kilka moich obserwacji.

To przekomarzanie Stefana z Klausem już mnie trochę denerwuje. Zabicie Mindy przez Stefana i bierność Klausa – strasznie naciągane. Choć i tak wolę złego Stefana, niż tego nudziarza z poprzednich sezonów.

Fajny pomysł z urodzinami – pogrzebem Caroline. Widać, że potrzebowała zamknięcia dawnego etapu swojego życia, które przecież uległo diametralnej zmianie po tym, jak została wampirem. Ciekawi mnie też co dalej z nią będzie, po tym jak wypiła krew Klausa. Czy teraz jest hybrydą? Bo nie wiem jak interpretować tę bransoletkę, którą dostała od niego w prezencie. Łańcuch symbolizujący niewolę, czy dowód jakiegoś rodzącego się uczucia?

Wracając do Stefana, to chyba w tym odcinku podobał mi się najbardziej od początku trwania serialu. Zwłaszcza podczas sceny, gdy jechał z Eleną samochodem. Dobre wrażanie zrobił też na mnie jego tekst, że nie obchodzi go już co Elena o nim myśli. Chociaż pewnie okaże się, że chciał ją chronić przed sobą i wcale tak nie uważał - oby nie. Mam nadzieję, że Jeremy wkrótce wróci, bo lubię tę postać. Szkoda, że wątek z duchami już się zakończył.

Rozmowa  Matta z Eleną na moście wypadła dość ciekawie i chyba nawet trochę wzruszająco. Bohaterka sama stwierdza jak bardzo zmieniła się od początku akcji serialu. Moim zdaniem na lepsze. Lubię tę zdecydowaną Elenę, która nie jest już zagubioną sierotką i potrafi walczyć o swoje. Ciekawe czy wreszcie będzie z Damonem. Mam nadzieję, że tak, bo Stefan moim zdaniem do niej nie pasuje. Sama zresztą powiedziała, że jest dziewczyną, która zakochuje się w wampirach (liczba mnoga).

Końcowa scena Damona z mamą Caroline nawet ciekawa. Zastanawia mnie kto jest mordercą. Obstawiam nową panią doktor. Epizod oceniam na 8/10. Mile spędzone 40 minut w trakcie zasłużonego weekendu i kilka pytań, na które odpowiedzi chętnie poznam, śledząc kolejne odcinki.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Spektakl w kitlach: Grey’s Anatomy 8x11 – recenzja

Najnowszy odcinek „Chirurgów” (drugi po świątecznej przerwie,) pt. „The Magic Moment”, koncentrował się na operacji rozdzielania bliźniaczek syjamskich, a klamrę kompozycyjną stanowiły wypowiedzi Mer, porównujące zabieg operacyjny do widowiska teatralnego. Bardzo interesująca metafora.

W moim odczuciu najciekawiej prezentował się wątek Teddy i Christiny. Szkoda mi zarówno jednej jak i drugiej. Jestem przekonany, że cała sytuacja bardzo je do siebie zbliży. Może zostaną dobrymi przyjaciółkami. Mam przeczucie, że Yang odsunie się trochę od męża, ponieważ nikt nie będzie rozumiał tego co przezywa, tak jak Altman.

Bailey w tym sezonie gra mi na nerwy. Wątek z Warrenem jest strasznie naciągany. Ktoś już gdzieś pisał, że w normalnym świecie nie byłby nią zainteresowany. Nie  chcę generalizować, ale też wydaje mi się to mało prawdopodobne. Jednak te jej humory to już przesada. Najpierw czepiała się Meredith, a teraz znów marudzi, że też ten facet ma do niej cierpliwość.

Lexie i Mark na pewno będą razem, ale scenarzyści długo karzą nam na to czekać. Może to i lepiej, przecież nic tak nie nudzi jak sielanka. Scena z rozmową telefoniczną Marka i nieopatrznym zrozumieniem jej przez Małą Grey- świetna. W ogóle Lexie zawsze miała fajne sytuacje. Teraz np. z całującymi się rodzicami bliźniaczek – super. Szkoda tylko, że jest jej tak mało w tym sezonie. Dobrze, że Keppner nadrabia. Swoją drogą coraz bardziej lubię tę postać.

Co do Meredith i Dereka to wolałbym, żeby stracili Zolę. Z tego wątku można było jeszcze wiele wycisnąć. Callie i Arizona, fajna kłótnia, ale też je strasznie obcięli w tym sezonie. Wątku Kareva i Webbera nie będę komentował, bo zwyczajnie mnie nudził. Mogliby wprowadzić jakieś nowe postaci do serialu, które wniosłyby powiew świeżości.

Ogólnie odcinek oceniam 7/10. Nie był zły, ale zdecydowanie najsłabszy w całym sezonie, choć na tle poprzednich serii i tak wypada dość dobrze.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Początek końca: One Tree Hill 9x01 - recenzja

No i nadszedł ten czas, kiedy „One Tree Hill” startuje z 9-tym, ostatnim już, sezonem. Pierwszy odcinek finałowej serii miał mocny początek, z którym zapoznaliśmy się już w zapowiedziach. Pewnie pod koniec sezonu zostaniemy doprowadzeni do owych dramatycznych wydarzeń. Dobry zabieg ze strony twórców, zaciekawił mnie i z chęcią dowiem się, w jaki sposób nasi bohaterowi znajdą się w skomplikowanej sytuacji, przedstawionej na początku epizodu. Wydaje mi się, że Haley identyfikuje zwłoki Dana, a calowo nie pokazywano Nathana, by wprowadzić widzów  w błąd.

Co do reszty odcinka, to uważam, że był bardzo przyjemny. Fajnie, że wrócił Chris Keller i piosenka Alex też wpadła mi w ucho. Znów mamy Dana w stałej obsadzie, i dobrze, bo to ciekawa postać. Co do naszej trójki głównych bohaterów. To Nathana nie ma sensu opisywać, bo bardzo mało się pojawiał, aczkolwiek scena finałowa z ojcem fajna.

Brooke – fajnie, że jest wreszcie szczęśliwa. Przyjemnie oglądało mi się jej nocną przejażdżkę z chłopcami. Sam też lubię wyprawy samochodem po zmroku, i tak jakoś miło patrzyło sie na Sophię za kółkiem, leżąc pod kołdrą w zimowy poranek. Dobrze, że u Brooke i Juliana nie ma całkowitej sielanki, bo są kłopoty zawodowe.

 Haley – ciekawe, kto też czaił się za drzwiami? W „One Tree Hill” pełno tego typu wątków, co moim zdaniem, upodabnia ten serial do opery mydlanej, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza. W ciągu lat przywykłem już do tego. Ma to też poniekąd swój urok. Ciekaw jestem czy scenarzyści pokuszą się na jakąś romantyczną scenę Haley z Chrisem. Bardzo bym chciał, ale pewnie nie będą chcieli burzyć nieskazitelnego wizerunku Naley, a szkoda.

Z reszty obecnej stałej obsady, to najfajniej wypadli Alex z Chasem i Chris. Queen i Clay znów dostali idiotyczny wątek z nocnymi wyprawami Clay’a. W ogóle nie wiem dlaczego ale Robert Buckley irytuje mnie w tym serialu. Mogli sobie darować tę postać, bo jest strasznie denna. Dobrze, że nie było Moutha i Mille, ale biorąc pod uwagę fakt, że są w stałej obsadzie, pewnie niedługo się pojawią. Oby jak najrzadziej, bo scenarzyści nie mają na nich pomysłu. W ogóle aktorzy wcielający się w te postaci moim zdaniem pomylili profesje, aczkolwiek mogę się mylić, bo nie wdziałem ich w innych rolach.

No i na koniec ojciec Brooke. Fajnie, że się pojawił i dobrze dobrali aktora. Richard Burgi (m. in. bezbłędny Karl Mayer z „Desperate Housewives”) bardzo fajnie zagrał. Zwłaszcza jak dociął Victorii na temat jej wieku. Mam nadzieję, że jeszcze się pojawi. Oby jak najwięcej rodziców Brooke – znając już obu, nie ma się co dziwić, że B. Davis ma taki charakterek.

Odcinek oceniam na 8/10. Jeden z fajniejszych epizodów serialu od dłuższego czasu. Choć może moja opinia jest nieco zbyt pochlebna, bo  bardzo stęskniłem się za Tree Hill.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Florrick czy Hathaway? czyli o kreacjach serialowych Julliany Margulies


Ostatnio znów zabrałem się do śledzenia „ER”, który moim zdaniem pod względem wiarygodności wypada dużo lepiej niż „Grey’s Anatomy”. Choć lubię bardzo obie produkcje, to jednak „Ostry Dyżur” ma w sobie to coś, co o wiele bardziej przekonuje mnie, że takie wydarzenia rzeczywiście mogły mieć miejsce. To się chyba nazywa realizm. Poza tym początkowe sezony pozwalają przenieść się do lat 90-tych, czyli czasów mojego dzieciństwa. Dobrze pamiętam czwartkowe wieczory, kiedy to Polsat emitował pierwsze serie „ER”. Jednak nie o tym chciałem. Jako, że śledzę teraz zarówno „ER”, jak i „The Good Wife” mogę pokusić się o porównanie dwóch serialowych postaci, w które wciela się Julianna Margulies. Zawsze lubiłem siostrę Carol Hathaway, która w dzieciństwie bez wątpienia była moją ulubioną postacią w „Ostrym Dyżurze”. Jednak teraz straciła tę pozycję na rzecz Kerry Weaver, którą genialnie moim zdaniem gra Laura Iness, i coś wydaje mi się, że to jej postać stanowiła inspirację dla twórców House’a, którzy w moim odczuciu nie sprostali zadaniu. I znów odbiegłem od tematu. Obiecuję, że już po raz ostatni.

Powrót zwariowanych gospodyń domowych: Desperate Housewives 8x10 – recenzja

Ostatni odcinek „Gotowych…” zatytułowany „What's to Discuss, Old Friend?” przyniósł odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, czy Chuck zginął. W sumie wiadome było, że naszym desperatkom się upiecze, tylko ciekawe kto zabił Vance’a. Moim zdaniem nie był to Carlos, bo scenarzyści nie poszliby chyba na taką łatwiznę. Choć z drugiej strony podobnie sytuacja wyglądała w przypadku zamiany dzieci pod koniec 6-ego sezonu. Wtedy byłem pewien, że nie będzie chodziło o dziecko Solisów, bo byłoby to zbyt oczywiste (zbliżenia kamery na ich domek w trakcie wypowiedzi Mary Alice o zamianie), a jednak scenarzyści zaskoczyli mnie decydując się na oczywiste moim zdaniem rozwiązanie. Kto wie, może i tym razem tak będzie.

Wracając do odcinka. Pokuszę się o najprostszy sposób oceny, przyglądając się epizodowi przez pryzmat perypetii każdej z Desperatek:

Susan – jak dla mnie ta postać nie wnosi już prawie nic do serialu. Myślę, że dużo straciła po odejściu Edie. Razem tworzyły zgrany duet. Muszę jednak przyznać, że motyw z jej wyjazdem do NY, a potem do Oklahomy był dość zabawny.

Lynette – coś zdaje mi się, że powrót Toma do domu już bliski. Dobrze, że nie wdała się z nim w kłótnie. Dużo zyskała w moich oczach. Fakt, że nakłaniała Toma do wyjazdu do Paryża dobrze o niej świadczy. W ogóle ich rozmowa w kuchni po pizzy bardzo mi się podobała. Tak powinni zachowywać się dorośli ludzie. Dobrze, że przestała walczyć o Toma i była z nim szczera. Może teraz postara się spojrzeć na całą sytuację z jej perspektywy. Krótko – powrót starej, odpowiedzialnej Lynette, a nie ta zaborcza babka z 7-ego sezonu.

Bree – super wątek. Bardzo dobrze zagrała tę rozpacz i jak to ujęła Rene pustkę w oczach. Mimika twarzy Marcii Cross idealnie oddawała stan ducha kobiety, która właśnie próbowała popełnić samobójstwo przez cały odcinek.

Gaby – najlepsza postać, która przez 8 sezonów nigdy mnie nie nudziła. Nigdy nie była moją ulubioną, aż do tego sezonu. Teraz mogę stwierdzić, że jest to jedyna postać, która zawsze potrafiła mnie rozbawić. Rozmowa z policjantem na posterunku bezbłędna. Rozmowa z Carlosem w łóżku to rewelacja. Aż mnie ciarki przeszły jak mu zagroziła. Przynajmniej tak to odebrałem. Nie wiem czy chodziło jej, że zabije Carlosa, czy glinę z którym będzie gadał, ale po minie jej męża, wnioskuję, że to właśnie jego miała na myśli.

Renee – świetna aktorka, fajna postać  i totalna ignorancja ze strony scenarzystów. Nie wykorzystali jej potencjału totalnie. Wątek z jej matką trochę naciągany ale jeszcze do przełknięcia. Dobrze zaopiekowała się Bree i jej tekst „You’re dead!” idealnie wpasował się w sytuację.

Ogólnie odcinek udany, oceniam go na 9/10. W ogóle 8 sezon jest bardzo dobry. Po średnim 7 to miłe zaskoczenie. Aż żal, że koniec już tak blisko.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Ruszam z tym, czyli krótko o blogu

Blog będzie dla mnie miejscem, gdzie chcę się podzielić z Wami swoimi sugestiami i refleksjami na temat oglądanych seriali. Chciałbym zachęcić Was do dyskusji na temat lubianych, bądź też nie, produkcji. O serialach polskich nie będę raczej się wypowiadał, bo ich po prostu nie oglądam, ale jeśli ktoś chce dodać coś od siebie to zapraszam. Mam nadzieje, że każdy miło spędzi tu czas.
Co do mojego gustu serialowego, to niech tło i posty przemówią same za siebie.

Miłej lektury
Piotrek099 :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...