Po ósmym odcinku "Dallas" nie spodziewałem się wiele. Liczyłem jednak na chociaż lekki wzrost formy w porównaniu do dwóch ostatnich epizodów. Niestety serial dalej konsekwentnie obniża poziom.
Czterdziestominutowy seans musiałem sobie podzielić na kilka części, bo tym razem wyjątkowo ciężko było mi przebrnąć przez dalsze perypetie rodziny Ewingów. Wina leży tutaj przede wszystkim po stronie scenariusza, który nie potrafi mnie już zainteresować. Brakuje również napięcia, które dało się wyraźnie odczuć w pierwszych pięciu odcinkach serialu.
Nie pojawiły się również żadne emocjonujące wydarzenia i element zaskoczenia. Można było z góry przewidzieć, że John Ross szybko wyjdzie na wolność oraz, że Tommy zdecyduje się szantażować Rebeccę. Wyraźnie odczuć dało się także ograniczenie roli J. R.'a, który pojawił się jedynie na chwilę.
Jednak tym co zraziło mnie najbardziej w "No Good Deed" była niekonsekwencja jeśli chodzi o postawy bohaterów. Mam tutaj na myśli Johna Rossa i Christophera, którzy zbyt łatwo pojednali się i wzajemnie wspierali w obliczu zagrożenia. Owszem z całą pewnością będą dalej walczyli między sobą o Southfork, lecz odnoszę dziwne wrażenie, że ich konflikt znacznie osłabnie, co może negatywnie odbić się na całym serialu.
Zaczęła mnie również denerwować postać Eleny, którą początkowo darzyłem sporą sytuację. Teraz jednak odbieram ją jako kobietę wyrachowaną, która bawi się uczuciami młodych Ewingów i utrzymuje pozory szlachetnej cierpiętnicy. Jordana Brewster choć piękna zaczyna mnie powoli irytować swoją mimiką twarzy.
Do końca sezonu pozostały jedynie dwa odcinki, które obejrzę. Jeśli jednak nie nastąpi w nich poprawa formy, definitywnie zakończę swoją przygodę z "Dallas".
A tak prezentuje się zapowiedź kolejnego odcinka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaj komentarz