Te seriale już nie wrócą

Po zakończeniu sezonu 2011/12 wiele seriali na stałe pożegnało się z widzami. Niektóre z nich zostały brutalnie skasowane, z kolei o zakończeniu innych wiadomo było już od dłuższego czasu. Za kilkoma produkcjami będę tęsknił, a innych w ogóle nie będzie mi brakowało.


Zacznę od tych drugich. Z całą pewnością nie odczuję w żadnym stopniu zakończenia przygód członków ekipy CSI z Miami. Nigdy nie lubiłem Horatia. Jego patetyczność i brak naturalności nie pozwoliły mi przekonać się do tego serialu. Denerwowało mnie również żółte, mocne światło, które raziło po oczach w każdym odcinku, męczyło wzrok i skutecznie utrudniało stworzenie mrocznego klimatu. Na dodatek decyzja o kasacji tej produkcji pozwoliła ocalić "CSI NY", który obecnie jest moim ulubionym proceduralem.

Nie będę płakał również po skasowanych debiutantach ABC. "GCB" nie wciągnęło mnie jakoś szczególnie  lecz pewnie oglądałbym dalej w razie przedłużenia produkcji, jednak jest wiele ciekawszych seriali, więc może i lepiej, że nie zmarnuję na niego więcej czasu. Natomiast "Missing" uznaję za kompletną porażkę. Zapowiadało się dobre kino akcji, a wyszła przekoloryzowana produkcja o walecznej mamuśce, momentami ocierająca się o groteskę. "Aniołków Charliego" i "Pan Am" nie miałem okazji obejrzeć, więc nie mogę wyrazić swojej opinii. Za największą porażkę sezonu ABC uznaję jednak "The River", nie dałem rady przebrnąć nawet przez pilota, którego i tak oglądałem na raty (o czym pisałem tutaj).

Z kolei serialem, który początkowo mnie zainteresował, lecz nie potrafił przykuć mojej uwagi na dłużej, był "Ringer" od The CW z Sarą Michelle Gellar w roli głównej. Historia dwóch bliźniaczek uwikłanych w sieć intryg zapowiadała się naprawdę fajnie, jednak w połowie sezonu moim zdaniem twórcom zabrakło sensownych pomysłów i poszli zbytnio skierowali się w kierunku melodramatu.


Jeśli chodzi o seriale FOXa to nie oglądałem do końca żadnego z zakończonych. "Terra Nova" jest mi zupełnie obca, bo dinozaury to w ogóle nie mój klimat, a "Alcatraz" mimo dobrego pilota szybko mnie rozczarował i odpuściłem po czwartym odcinku. Natomiast z Housem i jego zespołem rozstałem się w trakcie piątego sezonu.


Tęsknił będę natomiast najbardziej rzecz jasna za "Gotowymi na wszystko", które moim zdaniem pożegnały widzów w świetnym stylu. Pociesza mnie jednak fakt, że lepsze dobre osiem mocnych sezonów niż szesnaście średnich.

Sentymentem będę darzył również zawsze "One Tree Hill", choć ostatnie sezony były już znacznie słabsze, to wiem, że mimo to mógłbym odpoczywać dalej przy tym serialu. Lepszy jak dla mnie dziesiąty sezon w Tree Hill, niż kolejny rok z bohaterami "Gossip Girl". Obiektywnie jednak patrząc historia braci Scott i ich bliskich powinna zakończyć się na czwartym sezonie, bo dalej było już znacznie gorzej.

I na sam koniec zostawiam sobie najbardziej negatywne zaskoczenie sezonu, czyli kasację "The Secret Cirlcle". Owszem była to produkcja mało ambitna i naiwna, a Thomas Dekker wybitnie mnie w niej irytował. Jednak gdzieś w połowie sezonu akcja zaczęła rozwijać się w naprawdę interesującym kierunku, a i oglądalność nie była taka zła. Ten serial miał potencjał na ciekawy drugi sezon, podobnie jak "The Vampire Diaries" dwa lata temu.

Cieszę się jednak, że premiery, które najbardziej przypadły mi do gustu, takie jak "Revenge", "Once Upon a Time" czy "Smash" dostały kolejne sezony. Wiem jednak, że dziwnie i jakoś tak pusto będzie jesienią, bez kolejnych przygód gospodyń z Wisteria Lane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz