Tym razem chcę wspomnieć o serialu, o którym słyszeli chyba wszyscy. Głównie dzięki temu, iż był emitowany przez kilka lat przez stację TVN o dość przyzwoitej porze oraz za sprawą sporej ilości sezonów, której doczekał ten tytuł. Moja przygoda ze "Smallville" przebiegała etapowo. Pamiętam, że zainteresowały mnie telewizyjne zapowiedzi, ukazujące trąbę powietrzną nawiedzającą senne miasteczko w Kansas, okraszone dobrą muzyką oraz piękną Kristin Kreuk. Niestety o serialu dowiedziałem się jakoś w trakcie emisji pierwszego sezonu i próbowałem wgryźć się w historię o młodym Supermanie od środka. Zadanie to skutecznie utrudniał mi głos polskiego lektora - Mirosława Utty, który do dnia dzisiejszego negatywnie wpływa na mój odbiór jakiegokolwiek filmu w jego interpretacji. Pierwsze podejście do serialu o młodym Clarku Kencie zakończyło się porażką.
Dopiero jakiś czas później, gdy TVN zdecydował się powtórzyć emisję pierwszego sezonu i rozpocząłem oglądanie serialu od początku, dałem bez reszty wciągnąć się w tę historię. Bardzo lubiłem śledzić licealne perypetie Clarka i jego wielką miłość do Lany. Interesująco rozwijały się wtedy również jego relacje z Chloe, Peterem i Lexem. Po zakończeniu szkoły historia przybrała nieco inny kierunek, skupiając się na wędrówce młodego bohatera, ku własnemu przeznaczeniu. Mieliśmy już wtedy postać Lois Lane, którą polubiłem od pierwszego wejrzenia i Lanę, na którą scenarzystom wyczerpały się pomysły. Pete odszedł z serialu, a Chloe i Clark nadal pozostali tacy sami. Ich ewolucję można było wyraźniej zaobserwować dopiero w drugiej połowie serialu. Lex z kolei pozostawał dla mnie cały czas tym samym niepewnym siebie człowiekiem, nieudolnie poszukującym miłości i akceptacji otoczenia.
W szóstym sezonie twórcy, by odświeżyć serial postanowili wprowadzić kolejnych bohaterów z komiksowego uniwersum, co wniosło powiew świeżości do serialu i znacząco zdynamizowało akcję. Na szczególną uwagę moim zdaniem zasługują tutaj trzej bohaterowie: Oliver Queen, Kara Kent oraz Davis Bloom alias Doomsday. Niestety na dłużej w serialu zagościł jedynie Green Arrow. Historie Davisa i Kary zostały rozpisane jedynie na jeden sezon. Myślę, że twórcy nie wykorzystali w pełni potencjału tych postaci, granych z resztą przez dobrze zapowiadających się Sama Witwera i Laurę Vandervoort, która ku mej uciesze powróciła gościnnie w ostatnim sezonie serialu.
Poza interesującymi bohaterami, których rozwój mogliśmy obserwować na przestrzeni sezonów, serial charakteryzował się także ciekawym klimatem, który wyróżniał go na tle wszystkich innych. Nie była to produkcja typowo młodzieżowa, gdyż myślę, że starsi widzowie również znaleźliby tutaj coś dla siebie. Nie określiłbym również "Smallville" mianem serialu akcji, ponieważ opierał się głównie na dialogach. Moim zdaniem była to eklektyczna produkcja łącząca w sobie wiele gatunków. Dająca w efekcie bardzo ciekawą mieszankę, która dostarczała świetnej rozrywki przez cały czas.
"Smallville" to również jeden z niewielu seriali, który mimo wielu sezonów nie zaliczył spadku formy, a być może nawet przeciwnie, ponieważ dla mnie sezony 6-10 wypadają bardziej interesująco od swoich poprzedników. Twórcy mieli jednak ułatwione zadanie, gdyż historia którą planowali opowiedzieć zmierzała w określonym kierunku. Mogli sobie również pozwolić na wprowadzanie fantastycznych elementów i stosowanie nietypowych rozwiązań, które w wielu innych produkcjach byłyby uznane za bezsensowne lub naciągane. Na całe szczęście scenarzyści "Smallville" umiejętnie wykorzystali potencjał drzemiący w historii o losach młodego Supermana i stworzyli opowieść, która potrafiła utrzymać poziom przez 10 lat.
Na zakończenie chciałbym jeszcze wspomnieć o moich ulubionych i najmniej lubianych elementach serialu. Pozwoliłem sobie zrobić moją małą prywatną listę:
Ulubiona postać - Lois Lane
Najlepszy sezon - 8
Najmniej lubiana postać - Martha Kent
Najgorszy sezon - 4
Ulubiony superbohater - Oliver Queen
Ogromny sentyment mam również do czołówki, która po czwartym sezonie przeszła małą ewolucję graficzną (moim zdaniem na plus) oraz towarzyszącej jej niezmiennie piosenki "Save Me" w wykonaniu zespołu Remy Zero.
Nigdy nie udało mi się obejrzeć całego jednego sezonu, od początku do końca. Najczęściej trafiałam na pojedyncze odcinki, przez co nie raz trudno było mi zrozumieć pewne sytuacje. Zabieram się od pewnego czasu, by obejrzeć go od pierwszego sezonu, ale jakoś zawsze trafiają mi się inne produkcje. Mam cichą nadzieję, że w końcu uda mi się poznać historię supermana (bohatera mojego dzieciństwa). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń