Summary of the week #1

Ostatnio wpadłem na pomysł, żeby stworzyć cykl postów, w których będę pokrótce opisywał swoje wrażenia na temat ostatnio obejrzanych filmów czy odcinków seriali. Mam nadzieję, że taka forma tekstów przypadnie Wam do gustu. Argument? Bardzo często po średnim lub słabym filmie nie chce mi się jeszcze o nim dużo pisać (gdyż już sam seans dużo mnie kosztował ;)), a jedynie wyrazić krótką na jego temat. Zdarza się również i tak, że po prostu nie mam na jakiś temat aż tyle do powiedzenia, by napisać jakąś w miarę obszerną notkę (choć wodolejstwo i tak nigdy nie było moją mocną stroną). Bywają również sytuacje, w których zwyczajnie nie mam czasu, żeby zbyt dużo pisać. Teksty z cyklu "Podsumowanie tygodnia" postaram się zatem publikować w każdy weekend, byście wiedzieli, co jeszcze udało mi się obejrzeć w ciągu minionego tygodnia, poza pozycjami, które opisuję w osobnych postach. Jako, że jest to pierwszy tekst w tej formie, pozwolę sobie sięgnąć nieco dalej niż tydzień wstecz. Oto krótkie podsumowanie kilku pozycji:

SERIAL:

Go On 1x03 - There's No 'Ryan' In Team

Wrażenia po trzecim odcinku nowej komedii NBC z Matthew Perry'm jak najbardziej pozytywne. Serial cały czas bawi nietuzinkowym humorem i ciekawymi dialogami. Drugoplanowi bohaterowie coraz bardziej zaczynają się rozwijać i coraz wyraźniej można odczuć fajny, ciepły klimat bijący z tej produkcji. W odcinku najbardziej podobały mi się motywy z ogrodnikiem Ryan'a i jego nowym porsche. Na pewno będę oglądał dalej i trzymam kciuki, by oglądalność utrzymała się na przyzwoitym poziomie.

FILM:

The Incredible Hulk

W związku z szumem jaki ostatnio zapanował wokół Avengersów Marvela, postanowiłem nadrobić filmowe zaległości i obejrzeć pozycje ze wszystkimi superbohaterami studia. Po seansie dwóch części "Iron Man'a", które oceniam jak najbardziej pozytywnie, przyszła kolej na "The Incredbile Hulk" z Edwardem Nortonem w roli głównej. Po filmie nie spodziewałem się wiele. Oczekiwałem lekkiej i przyjemnej rozrywki typowej dla tego typu filmów. Cieszyłem się również, że zobaczę lubianego aktora (najbardziej cenię go za kreację Willa Grahama w "Czerwonym Smoku") w roli komiksowego herosa. Po seansie muszę jednak stwierdzić, że nawet zdolny aktor nie uratuje słabego filmu. Fabuła zupełnie mnie nie porwała. Zabrakło również, choć odrobiny humoru, przez co całość wypadła jak dla mnie zbyt pompatycznie i mało strawnie, a przede wszystkim nudno. Film oglądałem na raty. Mam nadzieję, że "Thor" i "Captain America" prezentują się lepiej, niż ta produkcja, choć przyznam, że teraz trochę się boję, sięgać po te tytuły.

Ice Age: Continental Drift (Epoka lodowcowa 4: Wędrówka kontynentów)

"Epoka lodowcowa" to jedna z moich ulubionych serii, jeśli chodzi o komputerowe animacje, zaraz po "Toy Story" i "Madagaskarze". Po seansie najnowszej części mogę śmiało stwierdzić, że losy Sida i spółki nadal trzymają bardzo wysoki poziom i potrafią dostarczyć sporo dobrej rozrywki. Historia żeglugi głównych bohaterów została przedstawiona w ciekawy sposób, a wprowadzenie nowych postaci wniosło spory powiew świeżości i pozwoliło na stworzenie wielu zabawnych sytuacji. Najlepiej wypadła moim zdaniem babcia Sida, a tekst: "Żenadka jak u pradziadka" zapamiętam już chyba do końca życia. Gdybym nie wiedział, nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że jest to już czwarty tytuł filmowej serii. Dowcipne dialogi, sympatyczni bohaterowie i dobra zabawna gwarantowana. Film to także dobra lekcja geografii. Dowiemy się z niego m. in. całej prawdy na temat tego jak powstały kontynenty. Minus jest jedynie taki, że twórcy nie zdradzają dokładnego położenia Wiewiórtydy, której wciąż bezskutecznie poszukuję na mapie ;)

The Hunger Games (Igrzyska śmierci)

O tym filmie jest ostatnio głośno. Teraz chyba wiem już dlaczego. Fani "Zmierzchu" potrzebują widać nowego cyklu, na punkcie którego mogliby oszaleć. Jak dla mnie ten film, nie miał w sobie nic. Owszem zapowiadał się ciekawie, ale wypadł bardzo słabo. Wynudziłem się. Muszę jednak przyznać, że Jannifer Lawrence w przeciwieństwie do Kristen Stewart potrafi operować twarzą i gra, a nie pozostaje jedynie kamiennym posągiem. No ale cóż z tego, skoro Josh Hutcherson jako Peeta jest drewniany jak kłoda i zupełnie nie przekonuje. Myślę jednak, że sama historia ma w sobie potencjał (mimo happy endu) i zastanawiam się czy nie sięgnąć po książkowy oryginał.

A Wy oglądaliście powyższe pozycje? Dajcie znać jakie są Wasze opinie na ich temat :)

4 komentarze:

  1. Ktoś tu komuś podkradł tytuł cyklu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za czujność:) Wiem, że może wydać się to mało prawdopodobne ale cykl Bartka z Seansu Krytycznego wypadł mi z głowy gdy myślałem nad własnym tytułem.

    Przepraszam Bartku za moją nieuwagę gdy tu zajrzysz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwotnie nazwałem cykl, "Point of view" :) więc jeszcze raz przepraszam.

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz