Sentymentalnym okiem cz. 5 - One Tree Hill


Na prośbę J. tak, jak obiecałem w jednym z komentarzy, tym razem przedstawię swoje odczucia związane z serialem "One Tree Hill", który towarzyszył mi przez dobrych kilka lat. Moja przygoda z tym tytułem zaczęła się, podobnie jak w przypadku "The OC", od stacji TVN, która emitowała go w wakacyjne popołudnia. Pamiętam, że historia dwójki braci, których łączyła miłość do koszykówki i dzieliło wszystko inne, bardzo szybko mnie wciągnęła. Początkowo irytowała mnie postać Lucasa, a bardzo polubiłem Haley. Z biegiem odcinków zacząłem jednak darzyć równą sympatią całą piątkę głównych bohaterów, choć chyba najbardziej interesowały mnie Peyton i Brooke.

Pierwsze cztery sezony, które przedstawiały czasy liceum, wspominam bardzo dobrze. Wtedy właśnie można było wyczuć nostalgiczny klimat panujący w tym serialu. Postaci były wyraziste, a wątki wciągające. Brakowało motywów rodem z oper mydlanych, które niestety zaczęły licznie występować w kolejnych seriach. Pamiętam jak snułem teorie kto podpalił salon Dana oraz jak bardzo poruszył mnie odcinek ze strzelaniną i przedstawione w nim zabójstwo. Współczułem Peyton, gdy Lucas ją odtrącił a znajomi podejrzewali ją o to, że jest lesbijką. Lubiłem również skomplikowane małżeństwo Dana i Deb oraz rywalizację Lucasa i Nathana. To wszystko razem i z osobna sprawiało, że na każdy następny odcinek wyczekiwałem z niecierpliwością.

W piątym sezonie nastąpił przeskok akcji o cztery lata do przodu (moim zdaniem ogromny błąd scenarzystów). Zniknęła wpadająca w ucho czołówka, wraz z którą odeszła znaczna część klimatu serialu. Nie narzekałem jednak i oglądałem dalej, bo zdążyłem już zżyć się z bohaterami, których lubiłem do końca, choć stracili sporo kolorytu wraz z upływem lat. Poruszane problemy były jakby wymyślane na siłę i nie potrafiły mnie już zainteresować tak jak te wcześniejsze. W siódmym sezonie twórcy zadali wielu fanom kolejny cios pozbywając się Lucasa i Peyton.


We mnie jednak zatliła się wtedy iskierka nadziei, że wprowadzenie jakichś nowych bohaterów odświeży serial i doda mu potrzebnej energii. Niestety w stałej obsadzie zagościli bezbarwna Quinn oraz irytujący Clay, którzy pociągnęli serial w dół. Nowy obiekt uczuć Brooke - Julian, choć miał dobre początki również został bardzo szybko na siłę ugrzeczniony. Szkoda, że scenarzyści nie rozwinęli w większym stopniu wątków drugoplanowych postaci, które moim zdaniem miały w sobie potencjał i mogły wprowadzić więcej zamieszania w życie bohaterów: Alex, Chase, Mia, Owen, Chris Keller, Felix, Rachel, Tim, Anna (to z odtwórcami tych ról moim zdaniem trzeba było negocjować przedłużenia kontraktów lub błagać o powrót czy chociaż gościnny występ). Czyż nie byłoby ciekawie, gdyby na miesiąc przed ślubem Brooke w Tree Hill pojawił się Felix?

Dla mnie "One Tree Hill" to w pewnym sensie dwa odrębne seriale pod tym samym tytułem, z których ten drugi (sezony 5-9) nie zainteresowałby mnie, gdybym nie zobaczył najpierw pierwszego. Mimo tego, iż serial zastał zakończony zbyt późno i magia początkowych odcinków nigdy już nie powróciła, będę wspominał go z sentymentem, bo zawsze dawał mi czterdzieści minut wytchnienia i pozwalał śledzić losy lubianych (no może z drobnymi wyjątkami) bohaterów oraz odkryć wiele dobrej muzyki, ale o tym to już innym razem.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

4 komentarze:

  1. W pełni się z Tobą zgadzam. Od 5 sezonu serial zaczął mnie nudzić, jednak moje przywiązanie do postaci Haley i Nathana nie pozowoliło mi ich opuścić. Doczekałam do ostatniego sezonu i potem odetchnęłam z ulgą, bo nie wyobrażałabym sobie kontynuacji.
    Moim zdaniem powinny rozwinąć wątki Alex i Chase'a, może wtedy byłoby odrobinę ciekawiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że natrafiłam na ten post, bo już od pewnego czasu zastanawiam się, czy powrócić do oglądania "OTH". Pierwsze 4 sezony to mistrzostwo - nie mam co do tego wątpliwości. Śledziłam losy bohaterów z zapartym tchem. Jednak po paru początkowych odcinkach 5. serii zrezygnowałam, bo serial zwyczajnie mi się znudził. Teraz właśnie zastanawiam się, czy byłoby warto ponownie zacząć go oglądać (mam na myśli 5-9. sezon). Mimo wszystko muszę przyznać Ci rację, że może warto dać mu szansę ze względu na postaci, zwłaszcza moje ulubione Brooke i Haley. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że warto dla bohaterów. Mimo, że nie jest to już to samo co w poprzednich sezonach, to serial pozwala dalej skutecznie się zrelaksować. Zwłaszcza w zimowe wieczory dobrze się sprawdzał. A Brooke i Haley są cały czas, aż do końca :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwiebiam Brooke- najciekawsza postać serialu. Peyton i Lucas- zero chemii. Dobrze tylko, że nie zakończyli to parą Brooke i Lucas bo to dopiero byłoby nieporozumienie. Zastanawiam się jak ona mogła z nim być i to dwa razy?! Z takim maminsynkiem:-)

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz