Specjalnie zastosowałem numerację 1x01, a nie 1x01 1x02,
gdyż mimo szczerych chęci nie byłem w stanie dokończyć półtoragodzinnego pilota
serialu. Z wielkim zaciekawieniem czekałem na tę produkcję. Bardzo spodobał mi
się pomysł oraz fakt, iż stali za tym ludzie od „Paranormal Activity”.
Gdy zapoznałem się z recenzjami na portalach poświęconych
tematyce serialowej oraz usłyszałem opinię siostry, bardzo zdziwił mnie fakt,
że pilot „The River” wzbudził tak negatywne emocje. Myślałem sobie: „A pewnie
przesadzają, wystarczy się wkręcić. Niemożliwe, żeby aż tak to skopali”. A
jednak…
Gdy odpaliłem odcinek z lekko ostudzonym entuzjazmem, miło
zaskoczyłem się podczas fajnie zrobionego wstępu na temat działalności
profesora i jego zaginięcia. Ta część moim zdaniem wyszła naprawdę dobrze. Scena
rozmowy Tess z synem w barze, też była całkiem interesująca. Szczególnie
spodobał mi się motyw, że telewizja zamierza zrobić show z poszukiwań. W końcu
nic tak się nie sprzedaje jak tragedia.
Niestety moje wrażenia zmieniły się diametralnie, gdy tylko akcja przeniosła się na pokład łodzi w Amazonii. Od tej chwili było już tylko gorzej. Montaż typowy dla dokumentu nie raziłby jakoś szczególnie gdyby nie fakt, że został źle zrobiony. Nie znam się zbytnio na tym, ale czułem się tak, jakbym oddalał się od przedstawianych wydarzeń. Dokument ma to do siebie, że pozwala odbiorcy zanurzyć się w przedstawionym świecie, a tutaj odniosłem zupełnie odwrotne wrażenie.
Niestety moje wrażenia zmieniły się diametralnie, gdy tylko akcja przeniosła się na pokład łodzi w Amazonii. Od tej chwili było już tylko gorzej. Montaż typowy dla dokumentu nie raziłby jakoś szczególnie gdyby nie fakt, że został źle zrobiony. Nie znam się zbytnio na tym, ale czułem się tak, jakbym oddalał się od przedstawianych wydarzeń. Dokument ma to do siebie, że pozwala odbiorcy zanurzyć się w przedstawionym świecie, a tutaj odniosłem zupełnie odwrotne wrażenie.
Na temat gry aktorskiej nie będę się wypowiadał, gdyż po tak
krótkim seansie nie jestem w stanie jej ocenić. Wspomnę tylko, że zawsze irytowała
mnie mimika Leslie Hope (dlatego też nie było mi przykro, gdy zmarła Teri Bauer
w „24”).
Fabularnie, też nic mnie nie zainteresowało. Nie poczułem
żadnego klimatu grozy czy tajemniczości, których oczekiwałem. Najbardziej
jednak zirytowało mnie to, że bohaterowie boją się własnego cienia. I to właśnie dlatego zdecydowałem, że nie ma sensu oglądać dalej.
Oceniam 1/10. Totalnie zmarnowany potencjał fajnego pomysłu.
Może nie powinienem oceniać, gdyż nie obejrzałem do końca. Uznałem jednak, że
nie ma sensu dalej się męczyć. Naprawdę od „The River” wolę zobaczyć kolejny
infantylny serial młodzieżowy, ponieważ w nim przynajmniej kicz jest podany w
lekki i estetyczny sposób.
Fajnie jest wydać opinię o serialu po jednym odcinku. Wydaję mi się, że trochę narzucasz innym swoją opinię. Zobaczyłeś pilota, bach, kiczowaty serial. Według mnie drugi odcinek jest dużo-dużo lepszy, a pilot wcale nie był zły. Warto oglądnąć według mnie :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem autor bloga nie narzuca swojej opinii, tylko SUBIEKTYWNIE ją wyraża;) dla mnie też niestety pilot jest nie do przejścia, a przynajmniej nie za "jednym zamachem", ale może jeszcze się z tym pomęczę, też oczekiwałam grozy, takiej jak w "Paranormal Activity", bo tam się autentycznie bałam, a tu nic...
OdpowiedzUsuńByć może serial rozkręci się w późniejszym czasie. Ja jednak nie mam już ochoty się o tym przekonywać, bo dawno mnie tak żaden serial nie wymęczył. Wolę zatem zobaczyć coś innego, a serialu absolutnie nikomu nie odradzam, bo przecież najlepiej przekonać się samemu :)
OdpowiedzUsuń