Serialowe premiery: Arrow


Jestem właśnie po pierwszym odcinku nowego serialu stacji The CW, przedstawiającego losy Zielonej Strzały z uniwersum DC Comics. Była to najbardziej oczekiwana przeze mnie premiera tegorocznej jesieni. Zachęcał nie tylko bohater, którego wcielenie polubiłem w "Smallville" ale również Katie Cassidy w głównej roli kobiecej i ceniony przeze mnie od lat Greg Berlanti w zespole produkcyjnym nowego serialu. Początkowo, gdy usłyszałem o projekcie, obawiałem się jak poradzi sobie Stephen Amell w roli Olivera, gdyż mimo że miałem okazję oglądać tego aktora jedynie w rolach epizodycznych ("Private Practice", "New Girl"), to jakoś szczególnie nie przypadł mi do gustu. Nie byłem zadowolony również ze zmiany nazwy Star City na Starling City. Z biegiem czasu jednak, pojawiające się zapowiedzi znacznie podsyciły mój apetyt. 

DALEJ MOŻLIWE SPOILERY

Po seansie pilotowego odcinka muszę stwierdzić, że mimo wysokich oczekiwań, twórcom udało się pozytywnie mnie zaskoczyć. Nie spodziewałem się, że stacja The CW jest w stanie tak dobrze zmontować odcinek. W żadnym epizodzie "Smallville" nie było tak dobrze dopracowanych scen walki. Myślę, że może to być również spowodowane efektem slow motion, który podczas pojedynków Clarka znacznie utrudniał zadanie i wymagał większych bardziej skomplikowanych trików. Tutaj wystarczyło przecież "tylko" zatrudnić dobrze wyszkolonych kaskaderów i odpowiednio pracować kamerą. Moim zdaniem twórcy "Arrow" podołali zadaniu jeśli chodzi o solidne przedstawienie scen walki, mam tylko nadzieję, że w następnych odcinkach budżet nie będzie drastycznie niższy, a nawet jeśli, to że nie będzie to zbyt widoczne.


Jednak to nie napakowane akcją sceny, których było zaledwie kilka, oceniam najlepiej. Na największą uwagę zasługuje moim zdaniem bowiem ciekawa fabuła, która potrafiła zainteresować. Trafnie pokazano jak pobyt na wyspie zmienił Olivera i jego spojrzenie na otaczającą rzeczywistość oraz w jaki sposób odbił się na jego relacjach z najbliższymi, do których teraz podchodzi z lekkim dystansem. To właśnie złożone interakcje pomiędzy szczególnymi bohaterami wydały mi się najciekawsze. Zwłaszcza wspólna przeszłość Olivera i Laurel, która moim zdaniem odbiega od utartych schematów, głównie za sprawą postaci Sary. Bohater z niechlubną przeszłością wydaje mi się bardzo intrygującym pomysłem, który ma szansę powodzenia i przykucia uwagi odbiorcy na dłużej.

Pozytywnie oceniam także aktorstwo zaprezentowane w pilocie i dobór poszczególnych członków obsady. Pozostając niezbyt obiektywnym, stwierdzam, że najbardziej spodobała mi się Katie Cassidy, jako ambitna, twarda na zewnątrz i wrażliwa w środku Laurel, której jedynym słabym punktem wydaje się być sentyment do Olivera. Bardzo spodobał mi się również Colin Donnel w roli Tommy'ego - najlepszego przyjaciela młodego Queen'a, który wie jak dobrze się zabawić i uwodzić kobiety. Myślę, że ta postać może wnieść do serialu trochę dobrego humoru w przeszłości, choć nie mogę pozbyć się wrażenia, że równocześnie coś ukrywa. Ucieszyła mnie również obecność w obsadzie Willi Holland ("The O.C."), która wciela się w nastoletnią siostrę Olivera - Theę, przechodzącą okres młodzieńczego buntu i próbującą poradzić sobie z traumą po rodzinnej tragedii.


Ciekawie zaprezentował się także Paul Blackthorne w roli detektywa Lance'a (ojca Sary i Laurel), który cały czas będzie deptał głównemu bohaterowi po piętach, starając się wytropić postać w zielonym kapturze. Interesująco zarysowany został również jego stosunek do Olivera, którego obwinia on o śmierć córki. Bardzo intrygująco z kolei została zaprezentowana nestorka rodu Queen'ów, która ewidentnie coś ukrywa i wydaje się mieć nie do końca czyste intencje.

Największym zaskoczeniem był jednak dla mnie Stephen Amell w roli głównej, który moim zdaniem sprawdził się w 100%. Mimika jego twarzy w niczym nie przypominała mi jego poprzednich serialowych kreacji. Twórcy dobrze zadbali również o kostium i ubiór Zielonej Strzały w obydwu wcieleniach, co w połączeniu ze stonowanym aktorstwem, pozwoliło stworzyć wizerunek szlachetnego i powściągliwego bohatera. Takiego, jaki moim zdaniem być powinien.

Podsumowując, pierwszy odcinek "Arrow" oceniam bardzo dobrze, głównie za sprawą dopracowanej fabuły, solidnie wykonanych scen akcji, dobrej warstwy wizualnej i ciekawego aktorstwa, które razem tworzą wciągający klimat, dający nadzieje na naprawdę porządny serial. Oby tak dalej, trzymam kciuki.

Na deser zapowiedź następnego odcinka:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

4 komentarze:

  1. Mi się bardzo podobało, zdecydowanie jedna z najlepszych premier. Widać, że scenarzyści mają pomysł na cały sezon, jest dużo wątków i ogromny potencjał w postaciach. Czekać tylko kiedy pojawi się Black Canary, Deathstroke i inni komiksowi bohaterowie

    OdpowiedzUsuń
  2. Odcinek mnie pozytywnie zaskoczył. Sądziłam, że będzie dużo gorzej. Było co prawda kilka niedociągnięć i naciąganych scen ale nie na tyle, żeby mnie to jakoś specjalnie raziło. Najbardziej przypadły mi do gustu flashbacki z wyspy. Ciekawa jestem co tam konkretnie przydarzyło się Olivierowi (nie czytałam komiksu więc nie wiem). Mam nadzieje, że będzie o tym więcej mowy. Ogólnie jestem więc na tak. Na pewno będę oglądała dalsze odcinki. Oby tylko tego nie spartolili :)
    Anika

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja optymistycznie patrzę na przyszłość tego serialu i mam nadzieję, że twórcy mnie nie zawiodą. W moich przekonaniach utwierdza mnie też zapowiedź następnych odcinków :)
    http://www.youtube.com/watch?v=Qu9QZkL-MS4

    OdpowiedzUsuń
  4. Willa Holland to jedyny plus serialu dla mnie.Koleś założył kaptur i nikt go nie poznaje, 5 lat w dziczy i nagle jest super komputerowcem,batmanem,robin hoodem.Ogłupianie widza.

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz