Po świetnym "The Crocodile" przyszła pora na kolejny odcinek "Once Upon a Time", który przyniósł ze sobą nawiązanie do znacznie mroczniejszej historii, niż opowieść o Piotrusiu Panie.
DALEJ MOŻLIWE SPOILERY
Tym razem scenarzyści po raz kolejny postanowili skupić się na przeszłości Reginy oraz tym, jak śmierć ukochanego mężczyzny popchnęła ją w kierunku złej magii. Rozwinięty został także wątek tytułowego doktora, którego przeszłość i prawdziwa tożsamość do tej pory pozostawały tajemnicą. Fakt, iż Whale okazał się być Victorem Frankensteinem oceniam bardzo pozytywnie, gdyż pozwala spojrzeć na serialowy świat pod nieco innym kątem. Dobrze, że twórcy zdecydowali się poszerzyć zakres wykorzystywanych źródeł i zaczerpnąć nieco z historii, która nie nawiązuje do klasycznych disnejowskich animacji czy baśniowych kanonów. Zastanawiam się czy zabieg ten nie miał być ukłonem w stronę osób śledzących najnowsze dokonania wytwórni Disneya, która niedawno wypuściła na ekrany kin "Frankenweenie" Tima Burtona.
Wracając jednak do samego epizodu, to bardzo ucieszył mnie powrót Daniela i bliższe spojrzenie na motywacje Reginy, które spowodowały, że zdecydowała się podążyć śladem swej matki i przejść na stronę zła. Ciekawie wypadła w tym wszystkim także rola Rumplestiltskina, który był mentorem przyszłej Złej Królowej i wprowadził ją w arkana czarnej magii. Pozytywnie oceniam również ponowne pojawienie się Kapelusznika, który okazał się niegdysiejszym doradcą Reginy.
W "The Doctor" nieco do przodu posunął się także wątek Śnieżki, Emmy i ich towarzyszek, które na swej drodze napotkały Hook'a. Mimo, iż kobiety przeczuły złe intencje kapitana, postanowiły skorzystać z jego pomocy. Jestem bardzo ciekaw jak dalej potoczą się ich poszukiwania zaczarowanego kompasu i jak przebiegnie ich starcie z olbrzymem.
Z kolei najmniej interesująco moim zdaniem zaprezentowano tym razem sceny z udziałem Davida i Henry'ego, które na całe szczęście stanowiły jedynie drobny fragment całości. Moment, w którym Daniel próbował zaatakować chłopca jakoś mnie nie przekonał i nie wzbudził większych emocji. Znacznie lepiej wypadło spotkanie wskrzeszonego mężczyzny z Reginą, na twarzy której można było wyraźnie zaobserwować silne uczucia wywołane obecnością ukochanego.
Podsumowując, "The Doctor" wypadł ciekawie i świeżo. Bałem się, że po świetnym "The Crocodile" spadek formy będzie znacznie bardziej zauważalny, lecz moje obawy okazały się bezpodstawne. Cieszy fakt, że scenarzyści tworzą nowe, interesujące wątki. Mam tylko nadzieję, że zostaną one dalej dobrze poprowadzone. Póki co jestem usatysfakcjonowany i uważam, że drugi sezon ma spore szanse na to, by wypaść dużo lepiej od swojego poprzednika.
Na zakończenie wrzucam zapowiedź następnego odcinka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaj komentarz