Cukierkowe, znaczy kiczowate? – o serialach USA Network


Ktoś gdzieś ostatnio napisał, że seriale stacji USA Network są „przesłodzone”. Trudno się tą wypowiedzią nie zgodzić. Śledzę prawie wszystkie z nich i muszę przyznać rację autorowi tego stwierdzenia. Jednak produkcje te mają w sobie coś co przyciąga.

Przede wszystkim są ładnie nakręcone. Piękne aktorki, przystojni aktorzy, przyjemne dla oka scenerie. Czy nie taki powinien być serial? Po męczącym dniu, chcemy z szarej rzeczywistości przenieść się do świata, gdzie wszystko jest bardziej kolorowe, a trudne problemy można rozwiązać, za sprawą olśnienia doznanego przy piwie. Wszystkie produkcje stacji bazują bowiem na tym samym schemacie. Posiadają bohatera, który staje w obliczu trudnych wyzwań i radzi sobie z nimi bez problemu dzięki sprytowi, wrodzonemu intelektowi i niezawodnej intuicji. Nie ma znaczenia, czy jest to lekarz, zajmujący się schorzeniami bogaczy z Hamptons, czy początkujący prawnik w Nowym Jorku, czy agentka pracująca dla CIA, czy pani psycholog, czy szpieg, czy może mediatorka sądowa. Zawsze wszystko dobrze się kończy i to przeważnie w czterdziestej minucie odcinka, podczas gdy w 35 sytuacja wyglądała jeszcze beznadziejnie.

Dlaczego więc oglądam takie produkcje, jak: „Royal Pains”, „Suits”, „Covert Affairs”, „Necessary Roughness”, „Burn Notice” i „Fairly Legal”? Przede wszystkim dla przyjemności oraz postaci, które mimo swej nieomylności potrafią wzbudzić moją sympatię i przykuć uwagę. To właśnie w dobrze napisanych bohaterach tkwi siła produkcji USA Network, ponieważ poza nimi produkcje tego typu nie wnoszą nic wartościowego. Jednak nie przeszkadza mi to. Serial to dla mnie przede wszystkim źródło rozrywki, a ta nie zawsze musi być najwyższych lotów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz