No i nadszedł ten czas, kiedy „One Tree Hill” startuje z 9-tym, ostatnim już, sezonem. Pierwszy odcinek finałowej serii miał mocny początek, z którym zapoznaliśmy się już w zapowiedziach. Pewnie pod koniec sezonu zostaniemy doprowadzeni do owych dramatycznych wydarzeń. Dobry zabieg ze strony twórców, zaciekawił mnie i z chęcią dowiem się, w jaki sposób nasi bohaterowi znajdą się w skomplikowanej sytuacji, przedstawionej na początku epizodu. Wydaje mi się, że Haley identyfikuje zwłoki Dana, a calowo nie pokazywano Nathana, by wprowadzić widzów w błąd.
Co do reszty odcinka, to uważam, że był bardzo przyjemny. Fajnie, że wrócił Chris Keller i piosenka Alex też wpadła mi w ucho. Znów mamy Dana w stałej obsadzie, i dobrze, bo to ciekawa postać. Co do naszej trójki głównych bohaterów. To Nathana nie ma sensu opisywać, bo bardzo mało się pojawiał, aczkolwiek scena finałowa z ojcem fajna.
Brooke – fajnie, że jest wreszcie szczęśliwa. Przyjemnie oglądało mi się jej nocną przejażdżkę z chłopcami. Sam też lubię wyprawy samochodem po zmroku, i tak jakoś miło patrzyło sie na Sophię za kółkiem, leżąc pod kołdrą w zimowy poranek. Dobrze, że u Brooke i Juliana nie ma całkowitej sielanki, bo są kłopoty zawodowe.
Haley – ciekawe, kto też czaił się za drzwiami? W „One Tree Hill” pełno tego typu wątków, co moim zdaniem, upodabnia ten serial do opery mydlanej, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza. W ciągu lat przywykłem już do tego. Ma to też poniekąd swój urok. Ciekaw jestem czy scenarzyści pokuszą się na jakąś romantyczną scenę Haley z Chrisem. Bardzo bym chciał, ale pewnie nie będą chcieli burzyć nieskazitelnego wizerunku Naley, a szkoda.
Z reszty obecnej stałej obsady, to najfajniej wypadli Alex z Chasem i Chris. Queen i Clay znów dostali idiotyczny wątek z nocnymi wyprawami Clay’a. W ogóle nie wiem dlaczego ale Robert Buckley irytuje mnie w tym serialu. Mogli sobie darować tę postać, bo jest strasznie denna. Dobrze, że nie było Moutha i Mille, ale biorąc pod uwagę fakt, że są w stałej obsadzie, pewnie niedługo się pojawią. Oby jak najrzadziej, bo scenarzyści nie mają na nich pomysłu. W ogóle aktorzy wcielający się w te postaci moim zdaniem pomylili profesje, aczkolwiek mogę się mylić, bo nie wdziałem ich w innych rolach.
No i na koniec ojciec Brooke. Fajnie, że się pojawił i dobrze dobrali aktora. Richard Burgi (m. in. bezbłędny Karl Mayer z „Desperate Housewives”) bardzo fajnie zagrał. Zwłaszcza jak dociął Victorii na temat jej wieku. Mam nadzieję, że jeszcze się pojawi. Oby jak najwięcej rodziców Brooke – znając już obu, nie ma się co dziwić, że B. Davis ma taki charakterek.
Odcinek oceniam na 8/10. Jeden z fajniejszych epizodów serialu od dłuższego czasu. Choć może moja opinia jest nieco zbyt pochlebna, bo bardzo stęskniłem się za Tree Hill.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaj komentarz