Dziś chciałem wspomnieć trochę o pewnym zabiegu, który
pojawia się w wielu produkcjach serialowych. A mianowicie o wprowadzeniu narracji
bohatera oraz różnych formach jakie może ona przybierać. Pozwolę sobie dokonać
przeglądu wybranych seriali, które przychodzą mi do głowy.
Pierwszym z nich jest „Felicity”, gdzie główna bohaterka
nagrywała na kasety magnetofonowe swoje zwierzenia i miłosne rozterki. Widok
Keri Russel siedzącej na parapecie z dyktafonem w ręku, zawsze mnie urzekał.
Osobą, której Felicity Porter powierzała swoje najskrytsze uczucia i myśli była
Sally – o ile dobrze dziś pamiętam nauczycielka francuskiego. Czasem, ale
niezwykle rzadko nasza bohaterka otrzymywała kasety z odpowiedziami, którym
widz również miał okazję się przysłuchać. Moim zdaniem to właśnie zwierzenia Felicity
były jednym z najistotniejszych elementów, które tworzyły ten serial.
Nieco inaczej sytuacja wyglądała w „Ally McBeal”, serialu
który swoją światową premierę miał rok wcześniej. Tutaj głos wydobywał się
prosto z głowy bohaterki i trafiał prosto w widza. Całość była podana w
bardziej komediowy i mniej ugrzeczniony sposób. Zarówno Ally, jak i Felicity
przeżywały rozterki uczuciowe, jednak w pani prawnik z Bostonu w większym
stopniu skupiała się na swych erotycznych fantazjach i własnej osobowości, niż
romantyczna studentka z Nowego Jorku.
Z zupełnie inną sytuacją mamy do czynienia w „One Tree Hill”, gdzie głos bohatera, początkowo Lucasa Scotta pojawił się dopiero później. Bardzo często były to cytaty, z reguły z podanym źródłem, na początku odcinka. Przyznam szczerze, że kiedyś mnie irytowały, ale teraz brakuje mi głosu Lucasa w serialu. Po odejściu Murraya, wstawki zaczęły należeć do Haley, Nathana, Brooke i Dana (choć, ten chyba miał ich kilka już wcześniej). Tutaj wypowiedzi bohaterów w luźny sposób nawiązują do wydarzeń przedstawionych w odcinku i pojawiają się jedynie na początku (i okazyjnie) na końcu epizodu.
Kompozycję klamrową w każdym odcinku konsekwentnie realizują twórcy „Desperate Housewives”. Każdy odcinek przygód mieszkańców Wisteria Lane rozpoczynają i wieńczą wypowiedzi zmarłych (niemal zawsze jest to Mary Alice, choć zdarzały się wyjątki – Rex czy Edie). Tutaj te swoistego rodzaju komentarze stały się niemal wizytówką świata przedstawionego. To właśnie wypowiedzi Mary Alice wprowadzają widza w otoczenie Fairview i żegnają go, gdy musi rozstać się z bohaterami. Moim zdaniem w żadnym innym serialu narracja nie odgrywa tak istotnej roli, jak tutaj. Jakoś nie potrafię wyobrazić sobie „Gotowych na wszystko” bez głosu Brendy Strong.
Choć w „Gossip Girl” to właśnie tytułowa bohaterka komentuje wydarzenia i jej wypowiedzi pojawiają się znacznie częściej, a czyny napędzają akcję. To mam wrażenie, że czasem jest ona zbędna. Szczególnie, że niektóre jej wypowiedzi są pozbawione sensu i nijak mają się do przedstawionych sytuacji. Co nie zmienia faktu, że Kristen Bell świetnie operuje tutaj głosem i słucha się jej całkiem przyjemnie. Wydaje mi się jednak, że twórcom brak już pomysłu na tytułową plotkarę, podobnie jak i na resztę bohaterów. Dlatego właśnie, mimo iż to właśnie Gossip Girl jest z założenia sercem tej produkcji, to wydaje mi się, że gdyby tylko zmienić tytuł, jej brak nie byłby jakoś szczególnie odczuwalny.
Podsumowując, czasem wychodzi to lepiej, a czasem gorzej, ale taki sposób prowadzenia narracji serialowej głosem jest bardzo ciekawy i znacznie wpływa na całokształt produkcji. Moim zdaniem tego typu rozwiązanie, jeśli tylko jest dobrze przeprowadzone i przemyślane, może przynieść serialowi wiele dobrego. I nie ważne, czy są to losy studentki z Nowego Jorku czy seryjnego mordercy z Miami, głos bohatera pozwala na stworzenie specyficznego klimatu i daje możliwość głębszego zanurzenia się w serialowej rzeczywistości. A Wy znacie jakieś inne przykłady? Lubicie tego typu zabiegi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaj komentarz