W walentynkowym odcinku „The Secret Circle” najbardziej podobało mi się piżama party u
Faye. Diana i Melissa na haju wypadły super. Najbardziej podobał mi się moment,
gdy podczas seansu spirytystycznego nie potrafiły powstrzymać się od śmiechu. Miałem bardzo podobne odczucia.
Szkoda, że tak szybko twórcy postanowili zrobić sparować Adama i Cassie, choć z drugiej strony może to i lepiej. Gdy będą razem, to może unikniemy nudnych romantycznych wątków i rozterek miłosnych. Nie widzę, też jakoś szczególnej chemii między nimi, chyba Cassie lepiej pasowałaby do Jake’a.
Wątek z duchami czarownic bardzo przyjemny. Wypadek i pogoń
Cassie za zakapturzoną postacią jak najbardziej na plus. Jednak w kościele było
już gorzej. Wszystko za sprawą Adama. Dekker fatalnie „zagrał” (choć to chyba
za dużo powiedziane) opętanego, a jego modulacja głosem porażka. Wyszło to
śmiesznie i mało wiarygodnie. W ogóle Adam coraz bardziej mnie irytuje.
Podsumowując odcinek był bardzo przyjemny i lekki. Daję
8/10. Właśnie za to lubię ten serial, że nie angażuje zbytnio moich szarych
komórek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dodaj komentarz