Po kolejnej dwutygodniowej przerwie "Chirurdzy" powrócili z dosyć zaskakującym odcinkiem, który skupił się głównie na parze głównych bohaterek serialu.
DALEJ MOŻLIWE SPOILERY
Zacznę może od tego czym "Beautiful Doom" mnie zaskoczył, bo z całą pewnością nie były to niespodziewane zwroty akcji, choć kilka scen w założeniu twórców pewnie miało spowodować moje zdziwienie. Nie udało im się jednak osiągnąć zamierzonego efektu. Tym co naprawdę mnie zaskoczyło nie była bowiem niespodziewana śmierć podczas operacji czy też nagły powrót do Seattle, lecz sama kompozycja epizodu, którego akcja została przedstawiona z punktu widzenia Meredith i Cristiny - bohaterek związanych specyficzną więzią, będącą od samego początku siłą napędową serialu, której przez kilka ostatnich sezonów scenarzyści nie poświęcali zbyt wiele uwagi.
Przyjemnie było znów zobaczyć jak bardzo obie kobiety są sobie bliskie i jak bardzo potrzebują swojego towarzystwa. Wyeksponowano również fakt łączącego je zaangażowania w wykonywaną pracę oraz skrajnie odmienne fazy w jakich znajduje się prywatne życie każdej z nich. Meredith jako szczęśliwa matka i żona stanowiła zupełny kontrast Cristiny, której pozostała jedynie medyczna kariera i nowy przyjaciel, którego i tak bardzo szybko straciła.
Wątek Yang zainteresował mnie w nieco większym stopniu, niż historia Mer lecz był również znacznie bardziej przewidywalny. Śmierć doktora Thomasa jakoś mnie nie zaskoczyła i od razu przyniosła mi na myśl rychły powrót Cristiny do Seattle, który też nastąpił w ostatniej scenie epizodu.
Historia Grey była została zaprezentowana trochę słabiej i miała moim zdaniem na celu głównie uwypuklenie traumy bohaterki związanej ze śmiercią siostry. Niestety wypadło to nie do końca przekonująco zważywszy na postawę Meredith z poprzednich odcinków, gdzie mogliśmy ją oglądać przede wszystkim jako szczęśliwą matkę, żonę i lekarkę. Najlepiej oceniam tutaj scenę, w której Maredith trafia na miejsce wypadku i postanawia ratować Melissę, jednak główną zasługą przypisuję jej plenerowemu charakterowi, a nie przedstawionej sytuacji.
Podsumowując, fabuła najnowszego odcinka nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku sposobu ukazania serialowych wydarzeń. Dzień widziany oczami Meredith i Cristiny wniósł nieco świeżości i w przyjemny sposób wyeksponował główny fundament produkcji, który skutecznie przyciąga mnie do niej od wielu lat. Związek emocjonalny Yang i Grey to dla mnie bowiem bardzo udany obraz przyjaźni, który rzadko można znaleźć zarówno na dużym jak i na małym ekranie.
Na deser wrzucam zapowiedź następnego odcinka:
Odcinek oceniam bardzo dobrze. Zasmuciła mnie śmierć dr Thomasa, uważam, że można było jakoś inaczej zakończyć jego wątek. Bardzo spodobała mi się ta postać i żałuję, że tak szybko musiałam się z nim pożegnać. Potok łez wylany.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Twoją opinią, że pokazanie odcinka oczami Mer i Cristiny wniosło dużo świeżości.
Oby więcej takich odcinków!