Serialowe premiery: Zero Hour


Wczoraj na antenie ABC zadebiutował nowy dramat Paula Scheuringa ("Prison Break") z Anthonym Edwardsem ("ER") w roli głównej pt. "Zero Hour". To właśnie ze względu na wspomniane nazwiska pokładałem w tej produkcji dość spore nadzieje na dobry serial.

DALEJ SPOILERY

Teraz, gdy jestem po seansie pilotowego odcinka, mogę z radością stwierdzić, że obaj panowie dali radę i nie zawiedli moich oczekiwań. Edwards aktorsko wypadł bardzo dobrze i umiejętnie dawkował emocje towarzyszące jego bohaterowi, a sam klimat serialu, przywodzący na myśl powieści Dana Browna czy Steve'a Berry'ego, już od pierwszych scen pozwolił mi wciągnąć się w przedstawioną historię.

I tu właśnie zmierzam do najmocniejszego punktu odcinka, który stanowi zaprezentowana teoria spiskowa. Nowi apostołowie, będący w posiadaniu klucza do nieśmiertelności  to moim zdaniem ciekawy pomysł, który z całą pewnością sprawdzi się jako siła napędowa serialowej fabuły.


Dla mnie atrakcyjny jest jednak nie tyle sam spisek, o którego istnieniu dowiadujemy się właściwie dopiero pod koniec odcinka, co towarzyszące mu symbole i atrybuty, w postaci kunsztowynch zegarów, diamentu (choć pewnie należałoby tutaj użyć liczby mnogiej) z wygrawerowaną mapą, zgromadzenia różokrzyżowców i wojsk nazistowskich.

Jeśli natomiast chodzi o serialowych bohaterów, to najlepiej moim zdaniem zaprezentował się grany przez Edwardsa Hank Galiston - redaktor naczelny nowojorskiego magazynu "Modern Skeptic", który nieoczekiwanie za sprawą uprowadzenia żony ląduje się w centrum tajemniczego spisku. Kolejnym wyrazistym bohaterem jest znajdujący się po drugiej stronie barykady terrorysta Vincent, który porywając Lailę naprowadza Hanka na trop intrygującej zagadki.

Pozostali bohaterowie, choć nie otrzymali jak do tej pory zbyt wielkiego pola do popisu, już teraz zdołali wzbudzić we mnie lekką sympatię, co dobrze rokuje na przyszłość. Agentka Riley podziela motywy przyświecające Hankowi i wspólnie z nim postanawia dopaść Vincenta, a podwładni Galistona - Aaron i Rachel, dają nadzieję na drobną dawkę humoru, który pozwoli nieco złagodzić poważny ton przedstawionej opowieści. Sporą zagadką pozostaje dla mnie natomiast Laila, którą mogliśmy oglądać jedynie w kilku scenach. Liczę na to, że scenarzyści dobrze wykorzystają drzemiący w niej potencjał.

Podsumowując, "Zero Hour" zapowiada się bardzo dobrze. Pilotowy odcinek ani przez chwilę nie pozwolił mi się nudzić i jestem ciekaw dalszego rozwoju wydarzeń. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak trzymać kciuki za wyniki oglądalności (z czym niestety może być ciężko) i utrzymanie formy w kolejnych tygodniach.

Na deser zapowiedź kolejnych odcinków:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2 komentarze:

  1. Podszedłem do odcinka na luzie, mając na uwadze to że może być naiwny i razić uproszczeniami. Tak jest, ale wcale mi to nie przeszkadza! Doskonale się bawiłem jak były pokazywany kolejne elementy intrygi - apostołowie, demony, wielka tajemnica, mapy skarbów, naziści - pomieszane z poplątanym i dlatego takie dobre. Samo wykonanie też całkiem niezłe, nie spodziewałem się że zdjęcia i montaż będą takie dobre. W przeciwieństwie do ciebie nie zachwycam się bohaterami i ich aktorstwem. Przeciętne, ale nie przeszkadzające. Śmieszni wypadli pomocnicy Hanka, jak za nim łazili :) Ogólnie czekam na kolejny odcinek, bardziej niż na The Following.

    Niestety oglądalnościowo wypadło bardzo słabo z ratingiem 1.3 więc trzeba liczyć że chociaż cały pierwszy sezon zostanie wyemitowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie martwi oglądalność :/
      Trzymam kciuki, żeby chociaż wyemitowali do końca i żeby finał był jakiś sensowny, bo jak dla mnie zapowiada się bardzo fajny serial.

      Usuń

Dodaj komentarz