Suits 2x11 - "Blind-Sided"


Wreszcie powrócił jeden z moich ulubionych seriali. W miniony czwartek stacja USA Network wyemitowała po dłuższej przerwie kolejny odcinek swojej prawniczej produkcji. Jak wypadła nowa odsłona perypetii prawników z Pearson Hardman?

DALEJ SPOILERY

Pierwsza część drugiego sezonu "Suits" trzymała bardzo wysoki poziom i koncentrowała się wokół genialnie prowadzonej intrygi, co znacznie podniosło moje oczekiwania w stosunku do kolejnych epizodów. "Blind-Sided" był jednak utrzymany w nieco innym, spokojniejszym tonie. Pod względem kompozycyjnym w znacznym stopniu przypominał odcinki z pierwszego sezonu, kiedy to sprawa tygodnia wysuwała się na pierwszy plan. Tym  razem Harvey i Mike reprezentowali chłopaka, który przejechał mężczyznę i zbiegł z miejsca wypadku. Twórcy stopniowo odkrywali przed nami kolejne fakty dotyczące niefortunnego zdarzenia, co pozwoliło na udane wykreowanie kilku momentów zaskoczenia.

Prowadzona sprawa stanowiła jednak jedynie pretekst dla moralnych dylematów Rossa, który jeszcze nie pozbierał się po śmierci babci. To właśnie nadmierny dramatyzm i momentami przerysowane sceny z udziałem Mike'a stanowiły moim zdaniem najsłabszy element całego odcinka. Na całe szczęście wyraźnie zasygnalizowano nam, że podwładny Spectera już wkrótce weźmie się w garść. Pozytywnie oceniam również rozwój jego relacji z Rachel, która po raz kolejny uległa sporym komplikacjom.

Znacznie lepiej wypadły sceny z udziałem Harvey'a, którego podejście do prowadzonej sprawy o wiele bardziej przypadło mi do gustu. Najlepiej bez wątpienia została przedstawiona jego końcowa konfrontacja z Rossem, podczas której wyraźnie można było wyczuć napięcie. Z kolei spotkania Spectera z Zoe Lawford były chyba jedynie na celu posłużyć jako kolejna okazja do ukazania jego wrażliwej strony i nie wniosły nic szczególnego do serialowej historii.


Poza dwójką głównych bohaterów i prowadzoną sprawą w "Blind-Sided" na uwagę zdecydowanie zasługują również wątki poboczne, które moim zdaniem wypadły najlepiej w całym epizodzie. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj oczywiście Louis (ten facet nigdy nie zawodzi) i jego schadzki z Sheilą oraz rozmowa z Marią, którą mam nadzieję będziemy mogli jeszcze zobaczyć, gdyż wraz z nowym przełożonym mogłaby stworzyć świetny duet. Ponadto bardzo dobrze przemyślana została jej harvardzka przeszłość, która znacznie mogłaby skomplikować sytuację w kancelarii. 

Kolejną nową postacią zaprezentowaną w odcinku była Katrina Bennett, co do której ponownego pojawienia się nie ma najmniejszych wątpliwości. Szczerze liczę na ciekawą intrygę z jej udziałem w kolejnych tygodniach. Mam nawet już pewną teorię spiskową (choć może to bardziej marzenie), że jest ona w jakiś sposób powiązana z Hardmanem.

Podsumowując, pierwszy w nowym roku odcinek "Suits" wypadł znacznie spokojniej, niż poprzednie epizody. Czy gorzej? Trudno mi ocenić. Z całą pewnością nadmierna dawka dramatyzmu widoczna w zachowaniu i wypowiedziach Mike'a stanowiła wyraźną skazę całości. Na całe szczęście pozostałe elementy epizodu trzymały wysoki poziom. Poza tym sposób prowadzenia wątków pobocznych stanowił ze strony scenarzystów wyraźny sygnał tego, że budują sobie oni grunt pod nowe intrygi.

Na deser, zapowiedź następnego odcinka:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz