Once Upon a Time 2x09 - "Queen of Hearts"


Do seansu jesiennego finału "Once Upon a Time" zasiadłem z dość mieszanymi uczuciami. Z jednej strony wcześniejsze odcinki optymistycznie nastroiły mnie względem kierunku, w jakim rozwijała się fabuła serialu w tym sezonie, z drugiej strony natomiast zetknąłem się w sieci z nieprzychylnymi opiniami dotyczącymi epizodu. Po obejrzeniu "Queen of Hearts" muszę jednak stwierdzić, że w mojej głowie niezbyt się rozjaśniło i towarzyszą mi dość sprzeczne emocje. Ciężko bowiem jest oceniać coś, co oglądało się lekko i przyjemnie, a co jednocześnie przyniosło dość spory zawód. Właśnie tak obieram ten odcinek.

DALEJ MOŻLIWE SPOILERY

Zacznę od plusów, gdyż początkowo zdawały się one przeważać nad wadami epizodu. Pierwszym z nich była zgrabnie poprowadzona akcja, która szybko pędziła do przodu, dzięki czemu ani przez chwilę nie było dane mi się ziewnąć ze znudzenia czy odpłynąć myślami gdzie indziej. Podobało mi się również, przewidywalne co prawda ale trafne powiązanie poszczególnych baśniowych światów i uczynienie z Cory Królowej Kier. Rezultat byłby jeszcze lepszy, gdyby jej postać była bardziej dopracowana i ciekawie zagrana. Kolejnym plusem było dla mnie poruszenie kwestii przeznaczenia Emmy, która zaczęła sobie zadawać pytania dotyczące własnych działań i postrzegać siebie jako pionka w złożonej rozgrywce.

Na tym niestety krótka lista pozytywów epizodu się zamyka. Pierwszy minus ściśle jest związany ze wspomnianym rozwojem akcji, która szybko brnie do przodu stale podtrzymując moją uwagę, ale jednocześnie serwuje nadmierną ilość fabularnych uproszczeń oraz nagłe i niezbyt dopracowane zakończenie ciekawego wątku, który dawał nadzieję na interesujący rozwój wydarzeń. Ponadto zaprezentowany happy end wypadł bardzo kiczowato. Powtórzyła się sytuacja z finału pierwszego sezonu, kiedy to Emma uwierzyła w istnienie klątwy i w mgnieniu oka bez większych trudności zdołała ją złamać, pokonując smoka. Niestety tym razem było jeszcze gorzej. Moc serca panny Swann, będącej produktem prawdziwej miłości, pozwoliła na zbyt szybkie pokonanie Cory i powrót Śnieżki wraz z córką do Storybrooke. Bardzo liczyłem na bardziej tragiczne w skutkach zakończenie szarpaniny nad brzegiem jeziora.


Po drugiej stronie przejścia również doznałem olbrzymiego, jeśli nawet nie większego, zawodu. Regina spełniająca życzenie Henry'ego zupełnie mnie nie przekonała. Mam nadzieję, że teraz w wyniku odtrącenia, zobaczymy powrót dawnej Złej Królowej, która potrafiła bezwzględnie walczyć o własne interesy. Radość mieszkańców miasteczka z powrotu Emmy i Mary Margaret również odebrałem bardzo negatywnie. Taka ilość cukru na ekranie była bowiem dla mnie nie do strawienia.

Samo zakończenie odcinka także nie wzbudziło we mnie większych emocji, ponieważ bazując na wcześniejszych doświadczeniach, mam spore wątpliwości odnośnie tego, czy scenarzystom uda się doprowadzić do ciekawego starcia nadpływających gości z mieszkańcami miasteczka. Niestety "Queen of Hearts" wylał na mnie kubeł zimnej wody i znacznie obniżył moje oczekiwania względem kolejnych odcinków, które jednak chętnie obejrzę, bo mimo wielu wad ten serial nadal sprawia mi sporą przyjemność.

Na deser wrzucam zapowiedź styczniowego powrotu, która wbrew temu co napisałem wyżej, prezentuje się całkiem fajnie. Jak wyjdzie? Zobaczymy w nowym roku :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

3 komentarze:

  1. Czekałam na twoje wrażenia bo ja odcinek obejrzałam już we wtorek ;-). Zgadzam się, dobrze im szło, ale akcja tak przyspieszyła pod koniec, że jakoś poszło im to zbyt łatwo. Jakby chociaż urwali odcinek w momencie końca potyczki Cory z Emmą i pozostawili nas w niepewności, kto wyjdzie ze studni...Mam nadzieję, że w styczniu wrócą do wątku ojca Henrego i syna Rumpla [jeśli nie jest to ta sama osoba :P] Mulan i Aurorę chyba na razie zostawią, ale do nich nie byłam zbyt przywiązana. Czeka nas chyba głownie obserwowanie akcji w Storyboke ;-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, mogli urwać to w tym momencie. Takie zakończenie przed świętami byłoby super. A co do miejsca akcji, to pewnie baśniową scenerię będą starali się nadrobić retrospekcjami, z którymi bywa niestety różnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja po tym odcinku odpuszczam sobie "Once Upon a Time" całkowicie. Nie mam już ochoty męczyć się tylko po to, żeby oglądać ciekawie zmiksowane wątki baśniowe - a to podstawowy plus, który mnie do tego serialu przywiązał. Jesienny finał zmiażdżył mnie swoją beznadziejnością, uproszczeniami i cukierkowatością. Konwencja "dobro zawsze zwycięża" jest dobra dla dzieci, ja w 2012 roku lubię ambitniejsze tematy...

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz