Grey's Anatomy 9x07 - "I Was Made for Lovin' You"


Najnowszy odcinek "Chirurgów" widziałem już w sobotę, ale jakoś nie potrafiłem zebrać się w sobie, by coś o nim napisać. Zastanawiałem się nawet czy było w nim na tyle ciekawych wydarzeń, że dałoby się z tego stworzyć cały post, ale postanowiłem spróbować.

Mimo, iż ostatnio więcej czasu poświęcam na oglądanie filmów i czytanie niż na oglądanie seriali, to jednak produkcja o lekarzach z Seattle jest jednym z nielicznych tytułów, który nadal śledzę na bieżąco. Moim zdaniem jest to spowodowane jej dobrą formą (przynajmniej jak na mój gust), która od początku ósmego sezonu utrzymuje się na dość równym poziomie. Przechodząc do "I Was Made for Lovin' You" muszę stwierdzić, że był to dosyć spokojny epizod, w którym zabrakło jakiejś większej akcji, do czego w ostatnim czasie twórcy nas przyzwyczaili. Myślę, że jednak warto wspomnieć o poszczególnych wątkach odcinka.

DALEJ MOŻLIWE DROBNE SPOILERY

Pierwszym z nich była historia związana z pozwem przeciwko szpitalowi, która moim zdaniem wypadła najlepiej w całym epizodzie. Lubię, gdy w serialach scenarzyści serwują nam efekt domina, układając poszczególne zdarzenia w logicznym ciągu przyczynowo-skutkowym (zabieg znakomicie sprawdził się chociażby minionego lata w "Suits"). Kto by pomyślał, że katastrofa samolotu, po tak długim czasie odbije się głośnym echem na małżeństwie Cristiny i Owena. Jestem bardzo ciekaw jak scenarzyści dalej poprowadzą ten wątek i czy dojdzie do rozwodu, na który po cichu liczę, gdyż happy end dla tej pary byłby moim zdaniem niezbyt wiarygodny i przesłodzony. Niestety wiele wskazuje na to, że właśnie w takim kierunku podążą twórcy.


W "I Was Made for Lovin' You" podobał mi się również powrót Arizony, który został przedstawiony w pozytywny i humorystyczny sposób. Z kolei scena z upadkiem dr Robbins pokazała, jak mimo upływu lat serial nadal potrafi dobrze przeplatać dramat z komizmem, co w dużej mierze przyczynia się do budowania bliskiego widzowi klimatu produkcji. Kolejnym dobrym elementem odcinka była historia Callie i Dereka, skupiająca się na opracowywaniu taktyki przywrócenia Shepherdowi pełnej sprawności w ręce. To właśnie z tym wątkiem wiążę obecnie największe nadzieje. Liczę na to, że twórcy doprowadzą go do jakiegoś trzymającego w napięciu skomplikowanego zabiegu, który nie koniecznie zakończy się powodzeniem.

Pozostałych wątków epizodu nie odebrałem już tak entuzjastycznie, jak powyższą trójkę. Sceny z udziałem Kepner i Avery'ego jakoś nie potrafiły mnie ani rozbawić, ani zainteresować. Mam nadzieję, że scenarzyści postanowili już definitywnie zakończyć ich związek, gdyż jest on nieustannym źródłem nudnych scen i dialogów, które negatywnie odbijają się na serialu. Z kolei jeśli chodzi o sceny z udziałem Webbera i Bailey, to były one na tyle bezbarwne, że już zdążyły ulotnić się z mej pamięci.

Mimo kilku słabszych elementów, "I Was Made for Lovin' You" w pełni mnie zadowolił. Cieszę się, że jeden z moich ulubionych seriali prezentuje w tym sezonie, podobnie jak przed rokiem, tak wysoki poziom.

Na deser, zapowiedź następnego odcinka:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

6 komentarzy:

  1. z tym wysokim poziomem to przesadzasz, co prawda jest lepiej niż rok temu, ale serialowi bardzo daleko do jakości, którą prezentował na początku

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważam, ze dobrze zrobił tej serii taki spokojniejszy epizod. Nie mozemy mieć wciąż pełnych napiecia akcji i dramatów. Choć podobno 7 sezon był słabszy, czego ja osobiście nie odczułam, to 8 trzyma dobry poziom. Nie wiem czemu tak karcisz Bailey, ja tam ją lubię, a jej rozterki na temat ślubu były przeurocze :). I zapomniałeś chyba napisać o najważniejszym wątku...ciażka Meredith, w końcu od kilku sezonów na to czekaliśmy. Według mnie Arizona za szybko wróciła, za szybko pogodziła sie z tym wszystkim i za szybko jest happy end. Akurat mnie wątek Avery'ego i Kepner zaciekawił bardziej niż wątek Arizony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem serial od początku zeszłego sezonu trzyma wysoki poziom, porównywalny do pierwszych serii.

    @Ania - mnie na przykład w początkowych sezonach męczyła Izzie a i za Geogrem jakoś szczególnie nie przepadałem, więc może dlatego nie odczuwam teraz tej różnicy :)

    @Magrik - co do ciąży Mer, to kto czekał, ten czekał :P natomiast jeśli chodzi o Arizonę, to też uważam, że trochę za szybko wróciła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no widzisz, ale pewnie przez taką różność opinii serial wciąć trzyma się mocno na antenie :D

      Usuń
    2. Dokładnie, mimo upływu lat nadal wzbudza emocje i zachęca do dyskusji ;)

      Usuń
  4. Podobał mi się ostatni odcinek, chociaż muszę przyznać, że czegoś mi bardzo brakuje. Tym czymś jest - MEDYCYNA. W poprzednich sezonach, w niektórych odcinkach bardziej przyciągały mnie ciekawe przypadki medyczne, a nie zawirowania wokół emocjonalnych problemów bohaterów.
    Na początku kibicowałam parze Avery-Kepner, jednak teraz stali się bardzo irytujący.
    Wkurza mnie także, że w tym serialu nikt nie wie, czego chce.

    OdpowiedzUsuń

Dodaj komentarz